Komentujcie. Jutro Os Alicji Mazur.
Besos
Misia :-*
Besos
Misia :-*
PS Przepraszam za opóźnienie, ale miałam zepsuty komputer. Jutro kolejny Os
Diecesca- "Będę..."
Siedziała na ławce w parku i czekała na swojego chłopaka. Miał do niej coś bardzo ważnego do powiedzenia. Zauważyła go w oddali, szedł w jej stronę z nieznanym dla niej uczuciem wymalowanym na jego twarzy. Podniosła rękę i pomachała w jego stronę, ale ku jej zdziwieniu nie odmachał jej. Podszedł bliżej ławki i usiadł się obok niej.
-Cześć kochanie.- odezwała się jako pierwsza. On nie odpowiedział tylko patrzył się na nią tym nieznanym dla niej uczuciem.- Marco co się stało?- chciała położyć rękę na jego kolanie, ale on je odsunął. Bardzo się zdziwiła, bo nigdy tak nie robił.
-Jak mogłaś?- do jej ucha dotarł jego szept.- Francesca, jak mogłaś?
-Co takiego Marco?
-Jak mogłaś?!- krzyknął.- Wiedziałaś, że ta sesja jest dla mnie ważna!!
-Marco... o co ci chodzi?- po raz kolejny chciała położyć rękę na jego kolanie, ale on wstał i stanął przed nią.- Marco...
-Idealnie wiedziałaś ze sesja w Paryżu to moje marzenie!!- znów krzyczał na nią- Że chcę zostać profesjonalnym modelem!! I ta sesja była dla mnie idealnym wybiciem na rynek modelingu!!! Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś?!!
-Marco, ale...- wstała z ławki. Podeszła bliżej niego i chciała poczuć tę jego męską woń, ale on ją popchnął na ławkę. Uderzyła o oparcie ławki czując niemiłosierny ból pleców jednak ona nic sobie z tego nie robiła.
-Zrywam z tobą!!! Nie chcę ciebie widzieć już nigdy!! Nie kocham cię!!
-Jak to ze mną zrywasz?- podniosła głowę, ale jego już nie było. Rozglądała się dookoła szukając Meksykanina.
Nie miała zielonego pojęcia co się stało i co się dzieje. Doszedł tylko do niej tylko fakt, że Tavelli z nią zerwał.
Schowała twarz w dłonie i zaczęła płakać. Nagle poczuła na bolących ją plecach czyjąś dłoń. Odciągnęła dłonie od zapłakanej twarzy i zauważyła buty jej kolegi Diego.
-Co się stało?- usiadł się obok niej.
-Nie chcę tobie o tym mówić.
-Francesca możesz mi wszystko powiedzieć. To że jestem przyjacielem Marco nie znaczy, że nie możesz mi się wyżalić. - z jej oczu poleciało kilka łez. Posłał jej życzliwy uśmiech.
-Marco... zerwał ze mną.- przyciągnął ją do siebie i przytulił.
-Dlaczego to zrobił?- zapytał szepcząc do jej ucha
-Nie wiem.- odsunęła się od niego.
-Cześć Marco. Mam problem. Spotkamy się w Art Rebel?
-Diego nie mam za dużo czasu. O której?
-Za pół godziny.
-Dobra przyjdę.- rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
-Fran chodźmy.- wstał i wyciągnął w jej stronę rękę. Ona otarła łzy i chwyciła ją. Nagle znaleźli się niebezpiecznie blisko siebie. Ich usta dzieliły milimetry a oni patrzyli w swoje oczy dostrzegając w nich uczucia i prawdę tej drugiej osoby. Odsunęła się od niego zakłopotana.
-Przepraszam Diego.- poszła w stronę Art Rebel. On ją dogonił. Przez chwilę szli w ciszy, ale on nie mógł znieść tego i odezwał się.
-Kochasz go?
-Oczywiście.- odpowiedziała choć nie wiedziała czy to prawda.
Już sama nie wiedziała czy on ją kocha a może to była chwila gdy coś nie poszło według jego planu i musiał się na kimś wyżyć. A tą osobą była ona. Pierwsza lepsza osoba która była pod jego ręką. Bo jeżeli nadal by ją kochał nie popchnął by jej na ławkę, nie krzyczał by na nią i nie zerwał by z nią, zostawiając ją bez wyjaśnienia.
Nie zorientowała się gdy jej nogi stanęły a z jej oczu poleciały łzy. Hernandez otarł jej łzy i usiedli się na ławce. Patrzył na nią i dobrze wiedział jak ją boli, że Marco z nią zerwał. Wiedział jak to jest stracić osobę którą się kocha. Tylko, że ona mogła ją jeszcze odzyskać, a on nie.
-Francesca dlaczego płaczesz? Wszystko będzie dobrze wystarczy wierzyć.- dotknął ręką jej plecy.
-Diego to boli.- wyszeptała
-Co takiego?
-Twoja ręka. Możesz ją zabrać?- ściągnął swoją rękę z jej pleców.
-Bolą cię?- ona pokiwała potakująco głową.- Co takiego się stało?
-Ja nie mogę powiedzieć.- wstała- Chodźmy lepiej do Art Rebel. Muszę z nim porozmawiać.
-Co ona tu robi?- zapytał Marco
-Marco ona chciała z tobą porozmawiać.- odpowiedział Hernandez
-Diego możesz zostawić nas samych?- powiedziała do kolegi
-Nie, nie musi. Skończyłem z tobą!! Zapomnij o mnie tak ja o tobie! To koniec!! I jeszcze raz ci powtarzam NIE CHCĘ CIEBIE WIDZIEĆ!! NIGDY!- skierował się w stronę drzwi- Diego zawiodłeś mnie.- i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Fran nie przejmuj się. Ma pewnie gorszy dzień. Na pewno jutro w Studiu cię przeprosi.
-Oby tak było.- przytuliła się do niego.
Jednak tak się nie stało. Następnego dnia Taveliego nie było w Studiu ani w jego domu, nie było jego rzeczy w szafce i jego rodzice również wyjechali.
Francesca bardzo to przeżyła, ale nie było tego po niej poznać. Cały dzień tylko zajmowała się szlifowaniem głosu, bądź cały czas tańczyła.
Jedynie co pozostawił jej Marco to wspomnienia te dobre i te złe, tęsknotę, ich wspólne zdjęcia i ból psychiczny jak i fizyczny.
Nie miała ochoty na rozmawianie. Chciała być sama. I robić cokolwiek tylko aby nie myśleć o nim.
Właśnie była w sali i ćwiczyła piruety. Już kilka razy upadała i każdym tym upadkiem czuła większy ból kręgosłupa.
-Francesca w końcu cię znalazłam.- usłyszała głos przyjaciółki. Ona nadal próbowała zrobić ten przeklęty piruet.
-Nie mam teraz czasu na gadanie.- Violetta się jej przyglądała przez dłuższą chwilę.
-Wygnij się bardziej w prawo.- poradziła jej. Caugvila poszła za jej radą i udało jej się zrobić tę figurę. Wylądowała miękko i gładko jak baletnica.
-Dzięki.- chciała dalej ćwiczyć, ale Castillo chwyciła jej nadgarstek dając jej znak, że chce pogadać.- Viola...
-Chodź ze mną.
-Po co?- puściła nadgarstek Włoszki
-Nie chcę abyś zrobiła sobie krzywdę. Chodź idziemy daleko od Studia.
-Muszę zostać i ćwiczyć.- podeszła do torebki i chciała z niej wyciągnąć tabletki przeciwbólowe, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnowała ze względu na przyjaciółkę.- Nie mam ochoty na... na... wszystko.- ona podeszła do niej i pociągnęła czarnowłosą w stronę wyjścia ze Studia- Violetta nie mam ochoty na wyjścia.
-Francesca muszę z tobą pogadać i nic mnie nie interesuje czy masz ochotę czy nie.- zaciągnęła ją do swojego domu. Weszły do środka od razu kierując się do jej pokoju. Usiadły się na łóżku.- Mów. Tu nikt nas nie usłyszy. Mów Fran. Co się stało? Dlaczego jesteś taka dziwna?
-To przez Marco.- po kilku minutowej ciszy przełamała się.- Zerwał ze mną, a ja nawet nie wiem dlaczego. Violetta, ale proszę nie mów nikomu.
-Nie powiem. Jesteś moją przyjaciółką i mamy swoje tajemnice. Kiedy z tobą zerwał?
-Wczoraj w parku. Gdy...- opowiedziała wszystko ze szczegółami jak z nią zerwał i co działo się później.- Viola najgorsze jest to, że za nim tęsknię.- przytuliła ją ale po chwili Włoszka ją odciągnęła od siebie.
-Boli cię jeszcze?
-Tak.- zabrała swoją torebkę i wyciągnęła z niej tabletki przeciwbólowe. Zabrała dwie za jednym razem połykając.
- Nie za dużo?
Violetta i Diego znali całą prawdę. Wszyscy prócz nich myśleli że Włoszka i Meksykanin rozeszli się w zgodzie i zostali przyjaciółmi, ale było zupełnie inaczej. On ją porzucili obwinił ją o coś, o co ona sama nie wiedziała.
Starała myśleć o nim jak najmniej, ale gdy tylko przychodził wieczór ona zaszywała się w swoim pokoju i płakała w poduszki.
Choć tak bardzo chciała o nim zapomnieć nie mogła. On był cały czas w jej głowie. Szepczący dobre i ciepłe słówka, śpiewający dla niej piosenki, przytulający, całujący tylko ją, uśmiechający się od ucha do ucha i patrzący na nią z taką miłością. A później zimny, krzyczący na nią, raniący ją i patrzący na nią z taką nienawiścią i złością prosto w jej oczy.
Poczuła na swoim ramieniu rękę która nią potrząsała. Obudziła się, jednocześnie siadając się. Była cała mokra od potu i łez.
-Francesca wszystko dobrze?- spytała Castillo. Ona nie odpowiedziała bo nadal nie doszła do rzeczywistości. Oddychała płytko i szybko, a jej serce nadal nie biło rytmicznie.- Francesca?- spojrzała w stronę przyjaciółki-Dlaczego krzyczałaś?
-Ja... miałam koszmar.- wyszeptała
-Jaki?- zeszła z łóżka i usiadła się obok niej na materacu.
-Na pewno chcesz wiedzieć?- spytała wyrównując oddech .
-Tak mów.
-Więc byłam w parku i czekałam na Marco. On przyszedł i zaczął mnie wyzywać od najgorszych. Zerwał ze mną popychając mnie na trawę. Później z twojego telefonu napisał że mam przyjść nad urwisko. Gdy tam idę on zaczyna mnie bić. Potem zrzuca mnie z tego urwiska, ja krzyczę o pomoc, a on się złowrogo śmieje i odchodzi, a ja spadam w niekończącą się przepaść. Zawsze tutaj ktoś mnie budzi bądź budzi mnie mój własny krzyk.
-Och Francesca.- chwyciła jej dłoń.- Co ja mam ci poradzić?
-Dla mnie nie ma już pomocy. Nigdy o nim nie zapomnę. Jest dla mnie zbyt ważny. Nie potrafię o nim zapomnieć. Myślę o nim cały czas i nie mogę jego zapomnieć.
-Francesca przestań.- znów ćwiczyła. Robiła tak każdego dnia tylko po to aby o nim nie myśleć. Nie zważała na prośby przyjaciółki ani Diego. Choć co chwilę traciła siły i wielokrotnie prawie straciła przytomność to i tak nie chciała przestawać tego robić.
Po prostu bała się... bała się, że znów wybuchnie płaczem i nie będzie mogła przestać.- Francesca przestań.- poczuła mocny uścisk swojej przyjaciółki na swoim nadgarstku.
-Violetta proszę puść.- wyjęczała- To boli.- lecz ta nic sobie z tego nie zrobiła i pociągnęła ją w stronę ławki. Najpierw spojrzała w oczy najlepszej przyjaciółki w których zobaczyła ból... ból spowodowany przez nią, a w głębi jej piwnych oczu zobaczyła tęsknotę, smutek i strach. Spuściła głowę unikając przeszywającego ją na pół wzroku przyjaciółki.
-Francesca przestań to robić. Nie widzisz, że robisz sobie krzywdę? Fran rozmawiałam z twoim wujem i dowiedziałam się, że nie jesz a jak już jesz to jak wróbel. Gdy tylko przychodzisz do domu zaszywasz się w pokoju i nie wychodzisz z niego. Nie chcesz z nikim gadać. Nie rozmawiałaś z resztą paczki przez tydzień nie licząc mnie i Diego. No właśnie ja i Hernandez musimy cię nakłaniać abyś otworzyła się przed nami choć trochę.
-Viola...- wyciągnęła kolejne pudełko tabletek przeciwbólowych.
-No i jeszcze te tabletki.- po raz kolejny chwyciła za jej nadgarstek.- Dlaczego cały czas je bierzesz? Nie lepiej iść do lekarza.
-Dobrze wiesz, że nienawidzę lekarzy.- wyszeptała
-Tak wiem, ale jak tak dalej będzie, uzależnisz się od tych tabletek.- puściła jej rękę
-Czy dobrze rozumiem? Ty chcesz ze mnie zrobić jakąś ćpunkę?!- krzyknęła.- Ty? Violetta nie spodziewałam się tego po tobie!!- wybiegła z sali zabierając po drodze swoją torebkę. Wybiegła ze studia i przez przypadek wpadła na ciotkę Violetty.
-Francesca... co się stało?- stała przed nią i patrzyła się na swoją nauczycielkę.- Za chwilę zaczynają się zajęcia. Idziesz?
-Nie...- uciekła w nieznaną dla niej stronę. Biegła tam gdzie ją nogi poniosły.
I poniosły ją przed Art Rebel, do Hernadesa.
Zauważył ją przez okno. Stała przed jego i ojca studiem. Była bardzo przybita, a z jej oczu leciały łzy. Czym prędzej zostawił wszystko i pobiegł do swojej miłości przyjaciółki.
Ostatnio poczuł do niej coś więcej niż przyjaźń ale sam przed sobą nie chciał się przyznać, że ją kocha. Choć przy niej jego świat nabiera barw a on ma ochotę żyć. Wmawia, że to normalne dla przyjaciół, a nie dla zakochanego.
-Francesca...- zawołał ją. Dobiegł do niej a ona ledwo co trzymała się na nogach i była cała blada.- Wszystko dobrze? Jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz?
-Diego- przytuliła się do niego. Całe życie mogłoby jemu przeminąć w jej ramionach.- muszę coś od ciebie wiedzieć.
-Co takiego?
-Czczy zamieniam się w ćpunkę?
-Ty?- zastanawiał się czy powiedzieć jej prawdę czy skłamać. Nie chciał jej ranić, ale też nie chciał jej okłamywać.- Francesca...- przełknął gulę w gardle.- Nie jesteś ćpunką. Ale powinnaś ograniczyć te tabletki.
-Ty też!!! Ty też robisz ze mnie jakąś ćpunkę!!- zaczęła się wyrywać z jego ramion.- Nie wieżę!!
-Fran nie jesteś ćpunką.- przytrzymał ją aby nie uciekła.- Francesco, po prostu topisz swój smutek w tabletkach przeciwbólowych.
-Robisz ze mnie ćpunkę!! Jak Violetta!!
-Nie, nie robię. Fran, ja tylko sądzę, że nie powinnaś brać tyle tabletek bo mogą ci zaszkodzić. Jedni ukrywają swój smutek w alkoholu, inni w narkotykach, inni zaś zaszywają się w sobie, a ty ukrywasz go w tabletkach.
-Puść mnie!!
-Nie. Francesca zrozum rozmowa jest najbezpieczniejszą formą wylania uczuć kłębiących się w środku ciebie.
-Robicie ze mnie ćpunkę!!
-Nikt nie robi z ciebie ćpunki.
-Robicie!! Puść mnie!!- wyrwała się z jego objęcia i uciekła. Biegła w stronę swojego domu wparowała do środka ze zapłakaną twarzą. Czym prędzej skierowała się do kuchni po kluczyki do auta ( rok temu zdała prawo jazdy wraz z Castillo). Lecz nie zastała ich tam gdzie zawsze.
-Wróciłem.- usłyszała głos swojego wuja. Szybko otarła oczy i podbiegła do niego.
-Nie widziałeś moich kluczyków od auta?- próbowała powstrzymać łzy.
-Coś się stało?
-Muszę gdzieś pojechać. Widziałeś?
-Jak chcesz mogę cię podwieść.- zaproponował
-Nie, nie. Sama muszę jechać.
-No dobrze.- wszedł do kuchni.- Są tutaj.- powiedział sięgając je zza stołu.- Musiały spaść.- i w tej samej chwili zauważył w jej otwartej torebce kilka pudełek tabletek przeciwbólowych.- Francesca co to jest?- gdy się obejrzał jej już nie było w kuchni. Do pomieszczenia weszła jego żona Vanessa.
-Cześć kochanie.- pocałowała go.- Co tam masz?
-Kochanie mamy chyba mały problem. Francesca...- usłyszeli pukanie do drzwi. Pani domu poszła je otworzyć i za nimi zauważyła Violettę i Diego.
-Jest Francesca?- zapytała Castillo.
-Nie. Przed chwilą gdzieś pojechała.
-Gdzie?- wpuściła ich do środka
-Nic nie mówiła. Po prostu zabrała auto i pojechała.- Viola wybiegła z domu i zaczęła biec w stronę swojego domu. Nagle poczuła w swojej kieszeni wibrujący telefon. Szybko go wyciągnęła i spojrzała na wyświetlacz. Czym prędzej otwarła wiadomość gdy na wyświetlaczu było wypisane imię Franceski.
Od: Francesca
Bardzo dziękuje że byłaś przy mnie.
-Francesca...- stanęła.
Do: Francesca
Gdzie jesteś? Martwię się.
Nie odpisała. Castillo czym prędzej zaczęła biec do domu. Gdy do niego wbiegła przez przypadek wpadła na ojca. Podniosła się z ziemi i nie zważając na pytania ojca zabrała kluczyki do jej BMW. Wybiegła z domu, a w jej oczach gromadziły się łzy.
Wyobrażała sobie najgorsze.
Francesce skaczącą z mostu albo ze spluwą przy głowie (jej wujek zajmował się strzelaniem, był policjantem). Wsiadła do auta gdy nagle przed maskę wyszedł jej ojciec.
-Tato nie mam czasu!!
-Gdzie jedziesz?
-Jja...- sama nie wiedziała gdzie nawet jechać.- Tato naprawdę muszę jechać.
-Nigdzie nie pojedziesz.
-Ale tato, ja muszę.- z jej oczu poleciały łzy.- Francesce, coś się stało.
-Ta ruda da sobie radę.- powiedział.
-Francesca to Włoszka.- wysiadła z auta. I pobiegła w stronę furtki. Biegła w nieznaną przez nią stronę... biegła tam gdzie ją nogi poniosły.
W duchu modliła się tylko, aby nic jej się nie stało. Aby była cała i zdrowa...
Dobiegła do starego mostu po którym kiedyś przejeżdżała stara lokomotywa. Było to tylko miejsce jej i Fran. Przychodziły tam odkąd sięga ich przyjaźń. Przychodziły tam gdy miały dość świata, gdy były smutne, gdy cierpiały, gdy chciały tak po prostu porozmawiać i poplotkować.
Nagle usłyszała pisk opon i jakiś trzask. Czym prędzej pobiegła w stronę skąd dochodził dźwięk. W oddali widać było wielką chmurę dymu. Zza zakrętu wyłaniał się czerwony mały samochód, który uderzył w drzewo.
-Francesca!!- od razu rozpoznała auto przyjaciółki. Szybko podbiegła do niego i zobaczyła widok który zapamiętała na całe życie.
Maska była cała rozbita a spod niej wydobywał się dym. Wszystkie szyby wyleciały. Wewnątrz pojazdu leżały miliony małych kawałeczków szkła. - Francesca!- głowę miała na kierownicy a włosy miała od krwi.- Francesca słyszysz mnie!!- delikatnie ją chwyciła i oparła jej głowę o zagłówek. Na czole miała ranę z której leciała czerwona ciecz. Oczy miała zamknięte i nie dawała żadnego znaku, że żyje .- Francesca.- przyłożyła dwa pale do jej szyi. Przez chwilę nie czuła tętna, ale po chwili postanowiła sprawdzić na ręce. Również delikatnie podniosła jej rękę do góry i sprawdziła jej tętno. Wyczuła je i miała pewność że żyje. Spojrzała na maskę, a spod niej wydobywało się coraz więcej dymu. Jak najszybciej chwyciła telefon i zadzwoniła po karetkę.
-Dzień dobry.- usłyszała damski głos.- Co się stało?
-Wypadek.- przedstawiła sie i podała wszystko co było potrzebne.- Jeszcze dym.
-Jaki dym?
-Spod maski auta. Strasznie się dymi.
-O nie. Pogotowie nie zdąży przyjechać. Musi pani ją wyciągnąć z tego auta i zabrać jak najdalej. On może za chwilę wybuchnąć.
-Co!- krzyknęła- Co mmam zrobić?
-Musisz bardzo delikatnie wyciągnąć ją z auta. Musisz bardzo uważać bo może mieć złamany kręgosłup.
-Dobrze.
-Najlepiej zabierz jakąś twardą rzecz i przyłóż do jej szyi i obwiń dokoła jakimś czystym materiałem.
-Znalazłam to do usztywniania w apteczce. Nada się?
-Tak będzie idealne. Więc tak jak mówiłam obwiń jakimś materiałem aby usztywnić szyję. Ale nie za mocno bo możesz ją udusić.- położyła telefon na dece rozdzielczej.
-Ok.- zrobiła tak jak mówiła ta pani. Owinęła jej szyję swoim swetrem. Otwarła drzwi i zabrała delikatnie włoszkę na ręce.- Jak daleko ją zanieść?!
-Na min. 10 metrów.- zabrała ją na ręce i zaniosła na około tyle metrów od pojazdu. Usłyszała ciche wołanie jej imienia.
-Violetta... przepraszam.- spojrzała na przyjaciółkę. Na pół oczy miała otwarte a z jej czoła nadal leciała krew która moczyła jej sukienkę i wcześniej sweter Castillo.
-Francesca! Słyszysz mnie?
-Tak.- z jej oczu poleciały łzy.- Dlaczego nie mogę niczym ruszyć?
-Spokojnie za chwilę będzie karetka. - po chwili Argentynka przypomniała sobie, że zostawiła przy aucie komórkę. Spojrzała w stronę auta. Spod maski wydobywało się coraz więcej dymu. Po raz kolejny spojrzała na przyjaciółkę, oddychała bardzo wolno i ciężko, a jej oczy powoli się zamykały.- Francesca nie odpływaj.- jednakże wbrew jej woli oczy się zamknęły a ona znów straciła przytomność. Violetta nie miała pojęcia co robić. W oddali słychać było syreny karetki i straży pożarnej. Wstała i zaczęła biec w stronę dymiącego się auta. Bardzo potrzebowała pomocy tej pani. Była coraz bliżej a na jej twarzy gościło coraz więcej łez. Chwyciła swój telefon, spojrzała na maskę spod której wydobywały się płomienie.
Już wracała z powrotem gdy nagle auto wybuchło. Wyleciała w powietrze na około dwa metry a później uderzyła o asfalt. Nie miała zielonego pojęcia co się stało. Chciała się podnieść ale mimo jej prób nie wstała. Oczy Argentynki zamykały się i pochłonęła je ciemność.
Włoszka wracała do rzeczywistości. Wokół słyszała jakiejś dźwięki i rozmowy. Otworzyła oczy i nad sobą zobaczyła jakiegoś lekarza w białym kitlu, pielęgniarkę i swojego przyjaciela. Na szyi miała kołnierz a na twarzy maskę tlenową.
-Francesca słyszysz mnie?- zapytał Hernandez.
-Jeżeli nas słyszysz mrugnij dwa razy.- powiedziała pielęgniarka. Mrugnęła dwa razy.
-Francesco czujesz to?- lekarz ścisnął jej dłoń. Poczuła lekkie mrowienie. Mrugnęła dwa razy.- A to?- ucisną lekko jej brzuch.- mrugnęła dwa razy.- A to czujesz?- nic nie poczuła. Mrugnęła tylko raz.- Na pewno tego nie czujesz?
-O co chodzi doktorze?- odezwał się Hiszpan
-Francesca nie czuje nóg.- odezwał się po chwili lekarz.- Tak przypuszczaliśmy.- Fran nie miała kompletnego pojęcia o co może chodzić.- Francesco twój kręgosłup został uszkodzony. I od pasa w dół nic nie czujesz. I...- spojrzał na Hernadesa a on pokiwał głową.- i musi pani teraz odpoczywać.
Siedział przy niej całe dnie i noce. Bał się o nią bał się, że zrobi sobie znów krzywdę. Postanowił, że nie pozwoli sobie, zostawić ją bez opieki.
-Diego...- usłyszał głos lekarza który wszedł do sali.
-Tak.- wstał i podszedł do niego.
-Śpi?- pokiwał głową.- Doskonale wiesz, że ona już na zawsze pozostanie niepełnosprawna. Trzeba jej to powiedzieć.
-Ona się załamie.
-Diego, ona już nigdy nie stanie na nogi.
-Co?- spojrzeli w stronę Caugvili.- Jjak to nie będę mogła nigdy stanąć na nogi?
-Bardzo mi przykro.- odezwał się lekarz.
-Proszę, może pan nas zostawić samych?- odezwał się Diego. Doktor wyszedł. On podszedł do niej i usiadł się na krześle przy jej łóżku.- Francesca...
-Jja nie będę mogła chodzić?- z jej oczu poleciały łzy.
-Francesca wszystko będzie dobrze. Będę przy tobie.- chwycił jej dłoń a ją przeszły przyjemne dreszcze.- Wszystko będzie dobrze.
-Będzie?- spojrzała na niego.
-Tak będzie. Dopilnuję tego.- przytuliła się do niego. Gdy się od siebie oderwali ona spojrzała w jego oczy on w jej. Zobaczyli w nich rodzącą się miłość. Ona jako pierwsza zbliżyła swoją twarz do jego i nie minęło kilka sekund gdy ich usta złączyły się w pocałunku. Oderwali się od siebie.- Kocham cię Francesco.
-Ja ciebie też.- I po raz kolejny utonęli w uścisku.
-Diego mam pytanie. Dlaczego nikt prócz ciebie, wuja i cioci nie przychodzą?
-To ciężka sprawa.- spojrzał głęboko w jej oczy.- Jak dobrze wiesz, stan Violetty nie jest zadawalający. Można powiedzieć, że jest bardzo ciężki.
-Przeze mnie tam leży.
-Nie to nie prawda.
-Diego to prawda.
-Nie Fran. To nie twoja wina.
-Ja wiem swoje. Ale nie zmieniajmy tematu. Co stało się z resztą Studia?
-Więc oni wyjechali. Do drugiej nowej szkoły Antonia... w Brazylii.
-Wszyscy?
-Tak. Tylko ja i Leon zostaliśmy.
-A dlaczego wyjechali?
-Nie mogli patrzeć jak Violetta umiera.
-Ale ona nie umiera?
-Oni tak uważają. I myślą, że to przez ciebie. Ale to oczywiście nieprawda.- dotknął jej kolana i pogłaskał je.
-Diego ja nic nie czuję.- przeniósł swoją rękę do jej policzka.
-Będzie dobrze.- podarował jej całusa w policzek.
Przez szybę widziała swoją przyjaciółkę. Miała straszne wyrzuty sumienia. Gdyby nie uderzyła w te drzewo Violetta nie musiała by jej ratować. Poczuła czyjąś rękę na jej ramieniu. Obróciła głowę do tyłu i ujrzała Germana.
-Yyy ja... chciałam... przeprosić.- spojrzała w jego zaspane oczy- Gdybym nie ja ona by tam nie leżała. To przeze mnie.
-Francesca...
-Tak wiem, że nie powinnam tutaj przychodzić, ale ja chciałam ją zobaczyć.
-Francesca...
-Już jadę. Jeszcze raz przepraszam.
-Francesca...
-Już nigdy nie pojawię się w jej życiu. Jej świat przeze mnie rugł w gruzach.- chciała odjechać.
-Francesca poczekaj...- przykucnął przed nią.- Ona potrzebuje twojej obecności. Potrzebuje przyjaciółki, która będzie jej towarzyszyć już zawsze. I czuję...- położył swoją rękę na jej kolanie- nie... i to wiem że jesteś nią ty. Francesca potrzebuje twojej pomocy. Mogę na ciebie liczyć?
-Ale ona prawie przeze mnie zginęła.
-Nie Francesca. To nie twoja wina. Bóg tak zaplanował, że tak się stanie i tak musiało być. Wierzę że wszystko będzie dobrze z twoją pomocą.
-Dobrze spróbuję. Ale nie wiem czy będę w stanie.
-Będziesz. Jesteś silna Francesco.
-Mam pytanie. Czczy mogę tam do niej iść?
-Oczywiście.- wstał i otwarł jej drzwi.- Francesco dziękuje.- ona wjechała do sali.
-Ja tylko na chwilę.- powiedziała do pielęgniarki siedzącej przy biurku. Violetta była pod stałą opieką.
-Dobrze.- podjechała do przyjaciółki. Z jej ust wydobywała się jakaś rurka. Jej położone wzdłuż ciała ręce miała powijane bandażami. A jej włosy były o wiele krótsze niż przed wypadkiem. Do jej rąk były poprzyczepiane kroplówki i różne urządzenia.
Do oczu Franceski dobijały się łzy. Schowała twarz w dłonie i choć jak bardzo nie chciała rozpłakała się.
-Przepraszam.-Spojrzała na nią ze łzami w oczach i zauważyła że jej powieki powoli się otwierają.- Proszę pani ona chyba się budzi.- pielęgniarka po chwili była przy niej. Spojrzała na Castillo i po chwili wybiegła z sali. Francesca chwyciła zimną rękę Violetty i dała jej znak, że ma być spokojna.
-Niech pani stąd wyjdzie.- usłyszała głos lekarza.
-Co się dzieje?
-Violetta budzi się ze śpiączki.- puściła jej rękę i jak lekarz jej kazał opuściła pomieszczenie.- Zawołam panią.
-Francesca?- wjechała do sali
-Violetta! Tak mi przykro.- podjechała do niej ze zwisoną głową.- Jesteś tutaj przeze mnie.
-To nieprawda. Jak się czujesz?
-Ja? Nie warto o mnie rozmawiać.- po jej twarzy spłynęły łzy.- Jja...
-Francesca podnieś głowę. Chcę ci się bardzo dobrze przyjrzeć.- podniosła głowę wcześniej ocierając oczy.- Dlaczego płaczesz?
-Nie mogę sobie wybaczyć, że tutaj jesteś. Violu mogłaś mnie zostawić w tym aucie.
-Fran one wybuchło. Zginęłabyś.
-Miałam by za swoje.
-Francesca będzie dobrze.- posłała jej uśmiech nadziei,... nadziei która od zawsze w niej gościła. Do pomieszczenia wpadł Diego.
-Francesca... tutaj jesteś. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że idziesz do Violetty.- spojrzał na Castillo i otworzył usta ze zdziwienia- Violetta? Obudziłaś się?
-Tak.- odpowiedziała a on ją przytulił.- Tęskniłam za wami.
-Jak się czujesz?- zapytał Hernandez
-Dobrze. Nie jest źle.- spojrzała w drugą stronę.- Mam pytanie. Ile tutaj jestem?
-Dwa tygodnie. - powiedziała Caugvila
-Trzy tygodnie.- poprawił ją Diego
-Jak to?- zapytała Francesca
-Ty nie budziłaś się przez tydzień.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Nie chciałem cię martwić czasem który ci przeminął niepowrotnie.
-Teraz to mnie dobiłeś.- powiedziała. On ją pocałował w policzek.- Diego ...- wyszeptała odciągając go od siebie.- Violetta nie wie o nas.- wyszeptała. Violetta odwróciła głowę i spojrzała za okno. Świeciło słońce, a przez otwarte okno było słychać śpiew ptaków i szum drzew.- Diego możesz nas na chwilę zostawić same?
-A nic sobie nie zrobisz?
-Nie.
-No dobrze.- wyszedł z sali.
-Violetta... chciałam cię przeprosić.- wyszeptała Caugvila
-Ale za co?- spojrzała na nią uważnie.
-Viola ty jesteś tutaj przeze mnie.- chciała zaprzeczyć ale Włoszka jej na to nie pozwoliła- Nie musisz zaprzeczać bo ja i tak wiem swoje. Nikt nie wmówi mi, że to nie moja wina. To wszystko tylko i wyłącznie moja wina i dostałam za to karę, ale uważam, że powinnam umrzeć, a nie nadal tutaj być.
-Fran...
-Tato?
-Tak córeczko.- był tak bardzo szczęśliwy, że jego jedyna córka się obudziła. Ona również się cieszyła, ale jedno nie dawało jej spokoju...
-Dlaczego Francesca jeździ na wózku?
-To trudna sprawa...
-Powiedz mi.
-Od lekarza dowiedziałem się, że ona straciła czucie w nogach.
-Jak to?
-Od jej wuja dowiedziałem się, że to przez ten wcześniejszy ból kręgosłupa.
-Marco...- wyszeptała.
-Później podczas wypadku złamała go i już...- umilkł.
-I już... co?
-Francesca już nigdy nie stanie na nogi.- Violettę zamurowało. Nie zauważyła gdy z jej oczu poleciały łzy. Jej tata przytulił ją do siebie, a ta się uspokoiła.
-A operacja albo rehabilitacje?
-Nic już jej nie pomoże. Jej nerwy w nogach pękły i straciła nad nimi władze oraz straciła czucie.
-Ale dla niej taniec był całym światem. Czyli ona już nigdy nie zejdzie z tego wózka?
-Diego zabierzesz torbę Franceski.- usłyszała głos swojego brata Luci. Podniosła głowę i ujrzała tego wysokiego mężczyznę, który troszczył się o nią od małego.
-Luca?- wyszeptała.- To ty?
-Ja, ja siostrzyczko.- podszedł do niej i ją przytulił.
-Co ty tu robisz? Nie powinieneś mieć wywiadu z Enimenem?
-Oddałem go koleżance. Byłaś dla mnie ważniejsza... niż ten artysta. Siostrzyczko przepraszam, ale nie mogłem szybciej przyjechać.
-Brakowało mi ciebie... i nic się nie stało. Byli ze mną Diego, wuja i ciocia.
-Już będę przy tobie zawsze.
-I ja również.- dodał jej chłopak. Ona po raz pierwszy uśmiechnęła się od wypadku.- Luca patrz po raz pierwszy się uśmiechnęła od jej wypadku.
-A to dlatego, że mam przy sobie dwóch najważniejszych mężczyzn.
Stresowała się jak nauczyciele i wszyscy pozostali uczniowie studia zareagują, że ona jeździ na wózku. Ale nie martwiła się tym tak bardzo bo przy niej był jej ukochany i najlepsza przyjaciółka.
-Violetta dobrze się czujesz?- czekały za Diego.
-Tak, a dlaczego pytasz?
-A tak o.- spojrzała w stronę Art Rebel wypatrując swojego chłopaka.- Gdzie jest Leon?
-Ma próbę z zespołem.
-A Diego?
-Nie mówił ci, że odszedł od niego?- ona pokiwała przecząco głową.- Odszedł, aby być cały czas z tobą.
-Kiedy to zrobił?
-Dzień po wypadku. Ale on ciebie kocha. Powiem tylko jedno jesteście idealną parą.
-Ty o tym wiesz?
-To widać. Gdy na ciebie patrzy. Gdy się witacie widać, że chcielibyście się pocałować, ale nie robicie tego bo myślicie, że ja o was nic nie wiem.- zaśmiała się a Francesca tylko otwarła usta z wrażenia.
-Jak to chcesz ze mną wrócić do Rzymu?- spojrzała na swojego brata- Przecież ja tu mam przyjaciółkę i chłopaka! Nie mogę ich o tak zostawić!
-Spokojnie Francesca bo sąsiedzi na pewno nas słyszą.
-Nie chcę jechać do Włoch. Choć się zastanów zanim wsadzisz mnie do samolotu.
-Dobrze zrobię to... zastanowię się dla ciebie.
-Dziękuje.
-Ona nie chce ciebie widzieć. Najlepiej znów wyjedź tam skąd przyjechałeś.- usłyszała głos swojego chłopaka.- Nawet nie waż się do niej zbliżyć. Nie chcę, aby znów cierpiała.
-Nie rozumiesz. Kocham ją...- wszędzie poznała by ten głos. Ten melodyjny meksykański męski głos. Przed dwoma latami marzyła, aby go usłyszeć, ale teraz modliła go aby to nie był on.
-Masz wyjechać i nie wracać. Nie rozumiesz?- im bliżej podjeżdżała to tym bardziej była pewna, że to Marco.- Francesca? Co ty tu robisz?
-Chciałam... ciebie zzobaczyć...- zająknęła się.- Diego proszę przyjdź do mnie wieczorem.-chciała odjechać, ale powstrzymał ją Tavelli.- Zostaw mnie.
-Francesca musimy porozmawiać.- odrzekł
-Nie słyszysz masz ją zostawić!- Diego podszedł do niego i spojrzał na niego a później na swoją dziewczynę. Posłał jej spojrzenie, że nie ma się martwić.- Tak jak mówiłem ci wcześniej nie zbliżaj się do niej.
-Niby dlaczego? Jesteś jej przyjacielem?- prychnął
-Nie, jestem kimś ważniejszym. Jej chłopakiem. Chłopakiem który na nią nie krzyczy, nie popycha jej, który nie zostawia jej bez wyjaśnienia i jest przy niej cały czas. I najważniejsze nie oskarżam jej o to co ona nie zrobiła. Zrozum to Marco ona zawsze może na mnie liczyć. Nie zostawię jej samej aby się załamała. Nie jestem jak ty. Więc jeśli będziesz taki łaskawy puść jej wózek i daj nam odejść.- tak jak Diego prosił tak zrobił. Diego zaczął popychać Caugvillę w stronę wyjścia z parku. Kilka metrów przed furtką zatrzymał się i spojrzał na ukochaną.- Francesca wszystko dobrze?
-Diego boję się.- wyszeptała.
-Czego?
-Że go spotkam sama i jja nie poradzę sobie tak jak ty.
-Nie martw się. Mam już plan. Nie będzie miał szans spotkać cię samą.
-Muszę wam coś powiedzieć.- odezwała się Violetta
-Ja też powinienem wam coś powiedzieć. Ale Violu co takiego chcesz nam powiedzieć?- powiedział Hernandez
-Violetta...- zaczął Leon a ona go lekko kopnęła
-Więc ja z tatą i z rodzicami Leona oraz Leonem ustaliliśmy że wyjeżdżamy z Argentyny.
-Jak to? Gdzie?- zapytała Włoszka
-Do Włoch.- odpowiedział Verdas
-Do Włoch? A gdzie dokładnie?
-Rzym.
-Naprawdę?- ucieszyła się Caugvila
-Myślałem, że nie będziesz się cieszyć.- odparł Leon
-Nie, nie to naprawdę bardzo dobrze no bo ja też wyjeżdżam do Włoch i też do Rzymu- po chwili dodała- Ale, ale chwila Diego ty też chciałeś coś powiedzieć.
-Nie myślałem, że to będzie tak łatwo wam to powiedzieć. Ja i tata otwieramy Art Rebel 2 we Włoszech. I... również w Rzymie.
-Więc wszyscy wyjeżdżamy do Włoch!!- wykrzyknęli równocześnie.
-Diego muszę coś ci powiedzieć.- powiedziała Fran- Ja boję się latać samolotami.
-Naprawdę?
-Tak. Tylko się nie śmiej.
-Nie bój się. Będę przy tobie. Na zawsze.- przytulił ją do siebie i pocałował.
@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@
Praca bardzo obszerna i interesująca ;-)
Od wtorku będziecie mogli glosować na nią w ankiecie
To jest kopiowane z innego bloga !!!
OdpowiedzUsuńKochany anonimku.
UsuńPewnie nie zwróciłeś uwagi, że jest to konkurs na Os. Dostałam prace od innych blogerek, a ponieważ w regulaminie nie wspomniałam o tym, że praca musi być niepublikowana, to być może czytałeś to opowiadanie na blogu autorki(Podpisanej wyżej)