Besos
Misia
"Czy zdążę pokazać jak cię kocham?"
Siedzieliśmy na ławce i patrzyłam w jego zielone oczy. Zatapiałam się w nich za każdym razem. Wyciągnęłam ręce w jego stronę, a on przytulił mnie do siebie. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Sądziłam, że nas nic i nikt nie rozłączy. Przystawił swoje usta do mojego ucha i usłyszałam jego melodyjny głos, który za każdym razem mnie uspakajał.
-Kocham cię Violu. I nic nigdy tego nie zmieni.
-Też cię kocham. Najbardziej na świecie. Kocham cię jak idiotka.-powiedziałam odrywając się od niego. Spoglądałam na błękitny ocean. Nagle poczułam jego rękę na moim policzku. Odwrócił lekko moją głowę w jego stronę tak, że nasze usta były na tej samej wysokości. Po chwili złączyły się w pełnym uczuć pocałunku. Gdy się od siebie odłączyliśmy odrzekłam.
-Leon muszę wracać do domu. Tata będzie się niepokoił.- wstałam i momentalnie zakręciło mi się w głowie.
-Violetta wszystko w porządku?- pomógł mi się usiąść. Nie otrzymał odpowiedzi.-Violetta? Jesteś tu? Violetta?- zawroty tak szybko zniknęły jak się pojawiły.
-Tak Leon. Tylko zakręciło mi się w głowie.- znów chciałam wstać, ale mój ukochany mnie powstrzymał.
-Poczekaj może się powtórzyć.-położył rękę na moim kolanie.
-Nie bądź śmieszny. Nie powtórzy się.-wstałam i wyciągnęłam rękę, a on wstał chwytając ją i pociągnął mnie w stronę wyjścia z parku.
-Violetta dzięki Bogu już jesteś.-odparł mój tata gdy weszłam do środka.- Gdzie ty byłaś?
-Z Leonem w parku. A coś się stało?- powiedziałam ściągając kurtkę. Byłam bardzo szczęśliwa, a na mojej twarzy gościł promienny uśmiech.
-Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
-O czym takim?- spytałam wchodząc do salonu.
-Usiądź proszę.- jego głos był bardzo poważny. Posłusznie wykonałam jego prośbę.- Violetta to już cztery lata gdy prawdopodobnie wyleczyłaś się ze swojej rzadkiej choroby.
-Tak. A do czego zmierzasz?- mój uśmiech zszedł z twarzy.
-Trzeba zrobić badania. No wiesz czy choroba przypadkiem się nie nawróciła.- powoli pokiwałam głową.- Jutro masz umówioną wizytę u lekarza.
-O której?
-O 10:00. -chciałam zaprotestować, ale tata mówił dalej- Tak wiem masz zajęcia o tej godzinę, ale ja już wszystko powiedziałem Antonio, że nie przyjdziesz na poranne zajęcia.
-Powiedziałeś jemu o mojej chorobie?
-Nie, nie powiedziałem. Ty będziesz musiała jemu powiedzieć.
-Ja...?
Zapukałam do biura Antonia.
-Dzień dobry Antonio. Chciałam z tobą porozmawiać. Masz czas?
-Tak oczywiście.- weszłam do środka zamykając drzwi.- O czym chcesz porozmawiać?
-No właśnie.- usiadłam się na krześle.- Chciałam cię uprzedzić, że wkrótce możliwe, że będę zmuszona odejść ze studia.
-Dlaczego? Co takiego się stało?
-Możliwe, że jestem chora i to już nie odwracalnie.-wyszeptałam
-Co się dzieje?
-Mam rzadką chorobę. Raz udało mi się z niej wybrnąć, ale jeżeli teraz zachoruję nie będzie tak łatwo. Cztery lata temu w Madrycie przez cały czas mdlałam, nie poznawałam czasami ludzi, nie wiedziałam gdzie jestem (straciłam orientacje) i nie miałam wcale sił. Dowiedziałam się, że to jedna ze śmiertelnych bardzo rzadkich chorób. Ostatni taki przypadek pojawił się na początku nowożytności. Zaczęłam się leczyć i udało mi się z tego wybrnąć. Ale teraz znów jest prawdopodobieństwo, że mogła się nawróciła.
-Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Ukrywamy to w sekrecie nie chcę nikogo martwić, że mogę nagle umrzeć. Antonio proszę cię o tylko jedno nie mów nikomu o tym.
-Dobrze nic nie powiem.
-Tato? Przyszły już wyniki?- spytałam wchodząc do jego gabinetu.
-Nie.-powiedział odkładając stos papierów na bok- Martwisz się?
-Tak.- usiadłam się na krześle- Jeżeli się ta choroba nawróciła będę musiała to powiedzieć Leonowi i Francesce, a ja nie chcę ich ranić. Są dla mnie zbyt ważni.
-Ale musisz im powiedzieć. W końcu to twój chłopak i najlepsza przyjaciółka.
-Nie chcę...-nie dokończyłam bo zadzwonił telefon, a tata go odebrał.
-Dzień dobry... Tak... Tak... Nie... Dobrze przyjedziemy tam. -odłożył komórkę na biurko i spojrzał na mnie ze strachem.- Musimy jechać do szpitala. Przyszły już wyniki.
-Czy na pewno te badania są na 100% pewne?- wyszeptałam załamana.
-Tak są na 100% pewne. Bardzo mi przykro, ale twoja choroba się nawróciła. Teraz musisz bardzo na siebie uważać.- schowałam twarz w dłonie. Poczułam, że tata głaszcze moje plecy.
-Jest szansa że uda się moją córkę znów wyleczyć?
-Jest, ale bardzo mała.-odparł lekarz po chwili milczenia. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
-Możemy już iść?- zapytał tata widząc mój stan.
-Tak. Będziemy w kontakcie.- tata dał mi znak, że mam wstać i to zrobiłam.- Proszę informować co się dzieje z Violettą.- po chwili milczenia dodał - Może najlepiej podaj mi swój numer.
-Dobrze.-otarłam oczy i wyciągnęłam swój telefon z komórki.- Proszę.- przepisał mój numer komórki i odrzekł.
-Będę do ciebie dzwonił raz do czasu i pytał jak się czujesz. Potrzebujesz cało dobowej opieki ze strony rodziny, przyjaciół i lekarza.- wyszliśmy z gabinetu. Nie mogłam uwierzyć, że znów to się dzieje, że znów będzie to prawdopodobieństwo, że mogę w każdej chwili umrzeć.
-Cześć.-usłyszałam głos mojej przyjaciółki włoszki gdy szłam w stronę Studia One Beat.
-Hej Fran. Idziesz do studia?
-Tak idę. Violetta co się stało? Wyglądasz jakby całą noc płakała.
-Nic się nie stało.
-Na pewno?- zatrzymała się równocześnie zatrzymując mnie.
-Tak Francesca wszystko jest w porządku.- skłamałam.
-Violetta to się w końcu uśmiechnij.- wymusiłam uśmiech. Poszłyśmy do Studia. Zauważyłam Leona w klasie Beto właśnie miał próbę z chłopakami. Poszłam do swojej szafki. Otwarłam ją i jak za każdym razem wypadały z niej moje i Leona zdjęcia, których miałam pełno. Gdy je podnosiłam usłyszałam za swoimi plecami damski głos.
-Natalia proszę pomóż mi dokończyć tę piosenkę. Bez ciebie nie dam sobie rady.- to była Ludmiła. Tak wiem jest zupełnie inna, nie chce już być aż tak bardzo supernową jak kiedyś. Nie rządzi się tak jak wcześniej. Wiem wydaje się to dziwne, ale tak się stało. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że ona się aż tak zmieni wyśmiałam by tą osobę.
-Ludmiła... pomogę ci, ale najpierw muszę dokończyć moją i Maxiego.- powiedziała otwierając swoją szafkę.- A pytałaś Fede?
-Nie, zapomniałam o nim. Dzięki za pomysł. Pa.- odparła uciekając do swojego chłopaka. Podniosłam wszystkie zdjęcia i włożyłam je wszystkie do pamiętnika.
-Violetta coś się stało?
-Co? Nie, a dlaczego pytasz?
-Po prostu widzę, że coś cię gnębi.- zamknęła szafkę i spojrzała na mnie.
-Nic mi nie jest.- uśmiechnęłam się również zamykając szafkę.
-No dobrze.-chciała wyjść ale w połowie drogi się zatrzymała- Teraz mamy zebranie z Pablo i Antonio- i wyszła zostawiając mnie samą. Wyciągnęłam z torebki tabletki które mają mi pomóc i chodź łykałam ich tyle ile sama nie wiem ile to wcale nie pomagały. Nagle do szatni wszedł mój przystojny chłopak.
-Violetta co ty tam łykałaś?- podszedł do mnie chwytając mnie za nadgarstek.
-Witaminy -szybko wymyśliłam.- nie zdążyłam zabrać w domu.
-Aha.- z jego głosu wywnioskowałam, że nie wierzy mi do końca- Violetta coś się stało? Jesteś taka blada.
-Nic mi nie jest.
-Ale na pewno?
-Tak na pewno.
-No dobrze.-objął mnie ramieniem i poszliśmy na spotkanie z nauczycielami.
Wróciłam do domu, byłam wyczerpana. Nie miałam sił na nic. Weszłam do salonu i położyłam się na kanapie. Nagle usłyszałam że Olgita i Ramalo po raz kolejny się kłócą. Weszli do pokoju przekrzykując się nawzajem.
-Olga!! Ramalo!!-wrzasnęłam. Oni się nagle uciszyli.
-Violetta kiedy wróciłaś?- zapytała Olga
-Jakieś 15 minut temu.-usiadłam się.- Co się znów stało?
-Ramalo pocałował inną.- gospodyni usiadła się obok mnie.
-To moja kuzynka.- powiedział poprawiając swój krawat.
-Olga na pewno całował? Nie przewidziało ci się?
-Nie, widziałam pocałował ją w policzek.- przytuliła się do mnie.
-W policzek. Ramalo to dobry mężczyzna. I nie wierzę, aby cię zdradzał. On cię kocha po uszy. Szaleje za tobą jak pszczoła za miodem. A jeżeli mówi, że to jego kuzynka to mu uwierz. Związek buduje się między innymi na zaufaniu.- oderwała się ode mnie.- Cieście się, że macie siebie na zawsze, a ja już tylko do niedługa.- Olga podeszła do Ramalo i go pocałowała. Usłyszałam pukanie do drzwi, nie chciałam, aby sobie przeszkadzali więc wstała i skierowałam się w stronę drzwi. Otworzyłam je powoli i zauważyłam tam sylwetkę mojego chłopaka.
-Cześć.- odparłam.
-Hej kochanie. - dał mi buziaka w policzek. Wszedł do środka i gdy spojrzałam w miejsce, gdzie przed chwilą byli Ramalo i Olga, było puste. -Violetta muszę z tobą porozmawiać.
-O czym?- wpatrywałam się w jego piękne zielone oczy.
-Może nie tutaj. Chodźmy do ciebie.- tak jak mówił poszliśmy do mojego pokoju.- Violetta co się dzieje? Nie wychodzisz z dziewczynami po lekcjach, a ze mną wychodzisz tylko gdy cię namówię.- usiadł się na moim łóżku.-Nie gadamy ze sobą za dużo. Tak wiem to moja wina po części bo mam próbę z chłopakami przed koncertami. Przez cały czas gadasz z kimś przez telefon. Violetta co się dzieje? Czuję, że się od siebie oddalamy. Czy to prawda? Oddalamy się od siebie?- milczałam to wszystko było tylko moja wina bo nie chciałam go ranić. Podeszłam do okna i oparłam się o parapet patrząc na Buenos Aires. Powinnam coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Miałam powiedzieć mu prawdę, że umieram? A może skłamać? Nagle poczułam przeszywający mnie na pół ból głowy. Natychmiastowo chwyciłam się głowy. Słyszałam mieszaninę różnorodnych dźwięków. Upadłam na ziemię i z bólu straciłam przytomność.
Powoli wracałam do rzeczywistości, otworzyłam oczy i ujrzałam tam mojego tatę.
-Violetta? Słyszysz mnie?- ja pokiwałam głową. -Córciu ale mnie wystraszyłaś.- przytulił mnie.
-Gdzie jest Leon?- wyszeptałam.
-Czeka na dole.- powoli się podniosłam i po raz kolejny chwyciłam się za głowę. - Violetta proszę uważaj na siebie.
-Chcę z nim pogadać.- położyłam nogi na podłogę.
-Nie ruszaj się. Zawołam go.-wyszedł z pokoju, a po kilkunastu sekundach wszedł Verdas.
-Leon...- nie mogłam dalej nic powiedzieć bo mnie przytulił.
-Violetta... kochanie dobrze się czujesz?
-Leon...- odciągnęłam go od siebie.- muszę ci powiedzieć coś ważnego.
-Co takiego?
-Leon jest mi bardzo ciężko. Mam wiele bardzo ważnych spraw, których nie mogę odstawić na drugi plan. Choć to bardzo bolesne, ale tylko ja sama muszę się z tym zmierzyć. Kocham cię najbardziej na świecie i chcę tylko szczęścia dla ciebie. I uwierz mi przy mnie go nie znajdziesz. Nie chcę abyś cierpiał.
-Nic nie rozumiem Violu.
-Leon...- zrobiłam pauzę.- Naprawdę nie chcę abyś cierpiał dlatego lepiej będzie gdy się rozstaniemy.
-Tak Antonio już to postanowiłam. Odchodzę ze Studia. To mój ostatni dzień.- siedziałam przed nim, a staruszek przeglądał moje papiery.
-Violetta dobrze wiem, że nie uda mi się ciebie przekonać. Będzie mi naprawdę bardzo ciebie brak.
-Mi ciebie też. Antonio proszę nie mów nic nikomu. Chcę zniknąć i nie ranić nikogo moim odejściem.
-Ale właśnie przez to możesz ich zranić.
-Antonio zapomną o mnie i nie będą tęsknić. –wstałam.- pójdę na zajęcia. -wyszłam. Gdy wychodziłam z gabinetu wpadłam na kogoś. Podniosłam się poprawiając swoją sukienkę.
-Violetta co się stało?- usłyszałam głos Fran.
-Nic takiego.- poszłam do klasy Beto. Na zajęciach byłam rozkojarzona. Cały czas myślałam co się stanie gdy wszyscy się dowiedzą o mojej chorobie. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
-Violetta wszystko dobrze?- usłyszałam głos mojego przyjaciela Maxiego.
-Yyy tak. -z moich oczu leciały pojedyncze łzy.- Beto? Mogę na chwilę wyjść?
-Właściwie to koniec zajęć.-powiedział trzymając gitarę elektryczną. Wstałam i poczułam lekki ból głowy, ale nic sobie z tego nie robiłam. Skierowałam się w stronę łazienki, oparłam się o umywalkę i przejrzałam się w lustrze.
-Czy to musi być takie ciężkie? -odkręciłam kran i obmyłam sobie twarz.- Dlaczego to ja muszę umierać?- wyszeptałam.
-Umierasz? Czyli Leon będzie w końcu mój.- odsunęłam się do tyłu gdy usłyszałam głos Gery. Nienawidziłam jej, gdy tylko pojawiła się w studiu chciała zdobyć Leona. Była taka sama jak Ludmiła przed zakochaniem się w Fede. Już kilka razy w zaledwie półtora roku utrudniła moje życie. Przez nią prawie wyleciałam ze Studia, a You Mix chciał zerwać ze mną kontrakt.
-Co ty tu robisz?
-Jestem. Umierasz? A czy twoi przyjaciele o tym wiedzą?
-Gery nie, niewiedzą.- po co ja to mówiłam?
-Nie wiedzą?- powiedziała podstępnie- Ooo na pewno byliby bardzo smutni gdyby się dowiedzieli.
-Nie waż się im tego powiedzieć.- ona podeszła do mnie jednocześnie stukając swoimi czerwonymi szpilkami o płytki.- Nikt nie może się dowiedzieć. Bo...
-Bo co? Nic nie możesz mi zrobić. Nawet nie groź mi. Nie powiem nikomu pod warunkiem, że odsuniesz się na dobre od Leona. A tylko zobaczę jak rozmawiacie, całujecie się bądź przytulacie to uwierz wszyscy dowiedzą się twojego sekretu.
-Nie zrobisz tego.
-A chcesz się przekonać?- chwyciła swój telefon
-Nie. Dobra odsunę się od Leona. Przy mnie i tak nie byłby szczęśliwy.
-No.- wyszła.- Mądra z ciebie dziewczyna.
-Po prostu ekstra.- wyjęczałam. Wyjęłam z torebki po raz kilku nasty z rzędu w tym dniu tabletki, a była dopiero dwunasta. Połknęłam je i odchyliłam lekko głowę do tyłu. Zaczęło mi się robić bardzo słabo, oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy osuwając się w dół. Powoli odpływałam gdy nagle poczułam czyjeś ręce na moich ramionach jednocześnie mną potrząsając lekko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Francesce i Camilę.
-Violetta? Co się stało?- powiedziała zaniepokojona Cami. Jednakże jak bardzo bym się starała moje oczy same się zamknęły.
-Gdzie ja jestem?- wyjęczałam otwierając oczy. Nic nie pamiętałam co się stało. Miałam kompletną pustkę w głowie. Zobaczyłam, że nade mną jest jakiś białowłosy mężczyzna oraz dwie dziewczyny.
-Spokojnie Violetta. -powiedział starzec.
-Jaka Violetta?- rozejrzałam się dookoła. Byłam w jakiejś łazience.- Kim wy jesteście?
-Nie wiesz kim jesteśmy?- wyszeptała rudowłosa.
-Nie. Gdzie ja jestem? Kim ja jestem? Kim jesteście?- znów zaczęłam zadawać pytania.
-Spokojnie.-odparł starzec. - Co to za tabletki?- pokazał pudełko moich tabletek.
-Na moją chorobę.
-Chorobę? - odezwała się czarnowłosa. Miała Włoski akcent. Chciałam wstać, ale powstrzymał mnie przed tym ten mężczyzna.
-Violetta nie możesz wstawać.
-Jaka Violetta?
-Ty jesteś Violetta Castillo. Ja jestem Antonio, a to Camila i Francesca. -wskazał na rudowłosą, która mi się przyglądała i na Włoszkę która miała schowaną twarz w dłonie.
-Coś się stało Ffffrrraajj...
-Francesca.- dokończył za mnie Antonio
-Violetta ty jesteś chora?- odciągnęła swoje ręce od twarzy.
-Tak.
-Na co?
-Nie mogę powiedzieć.- białowłosy facet akurat zajmował się tą Włoszką, a ja gwałtownie wstałam.
-Violetta usiądź się. Bo znów stracisz...- i było za późno moje oczy się zamknęły, a ja po raz kolejny straciłam przytomność.
Nie wiem co się z nią dzieje. Od rana nie widziałem jej ani razu podobnie Franceski. Z rozmyślań wyrwała mnie Gery.
-Cześć Leon.-usiadła się obok mnie.
-Gery nie widziałaś Violetty bądź Franceski?
-Nie i nie mam ochoty się nimi przejmować. - zaczęła się bawić skrawkiem mojej koszuli w czerwoną kratkę. - Może porozmawiajmy o tobie i o mnie. -zaczęła ze mną filtrować. - Strasznie mi się podobasz wiesz. Pasujemy do siebie, ty pięknie grasz ja pięknie śpiewam. Jesteśmy do siebie idealni.- była coraz bliżej mnie.
-Gery nie zrozum mnie źle...- lekko odepchnąłem ją od siebie.- Jesteś bardzo ładną dziewczyną i bardzo pięknie śpiewasz ale mimo wszystko moje serce jest oddane mojej jedynej... Violetcie i nic tego nie zmieni.- chciałem odejść
-Nawet śmierć?- stanąłem jak wryty.
-Jaka śmierć?- odwróciłem się w jej stronę.
-No Violetty... nie mów, że ci nie powiedziała?- siedziała na ławce z założonymi nogami i rękami położonymi wzdłuż ławki .
-O czym?
-O tym, że umiera.
-Gery, Violetta nie umiera.
-Pewnie to nie był prawdziwy związek. Okłamywała cię. Nie ładnie...- nie słyszałem jej dalszej wypowiedzi bo biegłem w stronę domu mojej ukochanej. Szybko zapukałem do drzwi zdyszany. Nikt mi nie otworzył, zapukałem drugi raz i po chwili otworzyła mi Olga.
-Pani Olgo gdzie Violetta? Muszę ją zobaczyć.
-Jest w swoim pokoju.
-Mogę do niej pójść?
-Chyba tak.- wszedłem do środka i szybkim krokiem skierowałem się do pokoju Castillo. Otworzyłem powoli drzwi wcześniej pukając. Wszedłem do środka i ujrzałem tam Fran i Germana.
-Witam.- spojrzałem na ukochaną. Leżała na łóżku oczy miała zamknięte, a jej piękne błąd włosy były ułożone na poduszce. Nie miałem zielonego pojęcia co zrobić i co powiedzieć.
-Witaj Leonie. Wejdź.- odpowiedział mi tata Violi. Wszedłem w głąb pokoju.
-Co się stało?- usiadłem obok mojej przyjaciółki która miała twarz zakrytą dłońmi i prawdopodobnie płakała.
-Nie odpowie ci.- odrzekł Castillo.- Nie da się z nią porozmawiać.- powiedział trzymając swoją córkę za rękę.- Próbowałem wiele razy.- wyglądał na tak załamanego.
-Ja dam radę. Znam ją od dziecka.
-Może zostawić was samych? Pójdę coś zjeść, chcielibyście coś?
-Nie.- wyszedł zostawiając nas samych.- Fran spójrz na mnie. Muszę z tobą porozmawiać.- ona jak to ona nie zareagowała. Chwyciłem jej nadgarstki i odciągnąłem je od twarzy Włoszki. Zobaczyłem załzawioną twarz najlepszej przyjaciółki oraz rozmazany makijaż.
-Violetta jest chora. Ooonna uumiera. -wyszeptała po czym wstała i podeszła do Argentynki.- Lekarz mówił, że nas słyszy. - zwróciła się do Castillo- Violetto... to ja Francesca twoja przyjaciółka... chcę ci powiedzieć, że kocham cię i proszę walcz. Nie chcę się z tobą żegnać tak szybko. Violetta proszę nie opuszczaj nas porozmawiaj z tymi na górze i powiedz im, że tu na dole są ludzie, którzy cię kochają i nie przeżyją twojego odejścia.- podszedłem do niej i przytuliłem ją do siebie.
-Violetta z tego wyjdzie uwierz mi.- wyszeptałem. Do pokoju wszedł German.- Mogę spytać co jest Violetcie i dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Powiem wam. Violetta choruje na bardzo rzadką śmiertelną chorobę o której słuch zaginął w nowożytności. Kiedyś udało jej się wybrnąć- słuchałem i nie mogłem uwierzyć, że moja Violetta jest chora.- Jest to głównie choroba mózgu, ale to przenosi się na resztę ciała. Często mdleje, traci organizację, nie ma sił i nie poznaje ludzi.- mówił trzymając swoją córkę za rękę.- Lekarz Clemo mówi, że dużo jej nie zostało.-Francesca wybuchła płaczem, a ja próbowałem się powstrzymać.
-A operacja albo coś w tym stylu?
-Dla niej nie ma ratunku. Jest już za późno na operację.
-Ale trzeba ją jakoś przekonać.-wyszeptałem.
-Jest przekonana, że ona by się nie udała i mówi, że niepotrzebnie wydawałbym kasę.
-Ale nie można tak mówić.- spojrzałem na ukochaną.
Siedziałem przy niej całe noce i dnie. Nie chciałem pić ani jeść po prostu nie miałem na to ochoty. Chciałem być przy Violetcie. Czuwać przy niej do ostatnich dni, być i kochać.
-Leon musisz coś zjeść.- po raz kolejny Fran do mnie mówiła.- Leon...- nic sobie z niej nie robiłem. Dobrze widziała, że nie uda jej się mnie przekonać. Wyszła z pokoju zostawiając mnie samego z Violettą.
-Violetta kochanie proszę nie umieraj.- pocałowałem jej dłoń. Nagle usłyszałem ciche wołanie
-Leon... pomóż mi.- to była Violetta.
-Spokojnie jestem przy tobie i nie opuszczę cię.- położyłem dłoń na jej zimnym policzku
-Słyszysz to?
-Co takiego?- powoli otworzyła oczy.
-Moją mamę. Woła mnie.
-Violetta tu nie ma twojej mamy.
-Jest stoi za tobą. Leon mam prośbę pocałuj mnie ostatni raz. Zrób to dla mnie. Zanim umrę.
-Violetta ty nie umrzesz. Nie pozwolę ci na to.- jednak jak chciała pocałowałem ją.
-Leon jesteś gotowy?- spytała moja mama gdy weszła do pokoju.- Tata już czeka.
-Nigdy nie będę gotowy.- siedziałem na łóżku i trzymałem w ręce moje i Violetty zdjęcie.- Nigdy nie będę gotowy jej pożegnać.- podeszła w moją stronę i przytuliła mnie do siebie.
-Wszystko będzie dobrze synku. Ona jest tam szczęśliwa i czuwa nad tobą.- odgarnęła kosmyk moich włosów z czoła.
-Dlaczego to ona musiała być chora na tę głupią chorobę.- zacząłem płakać. Tak wiem mężczyźni nie powinni płakać, ale ja tylko tak mogłem pokazać jak kocham Violettę.- Dlaczego ona musiała mnie opuścić? To ja powinienem coś zrobić...
-Leon nie mogłeś nic zrobić. To musiało nastąpić.- usłyszeliśmy pukanie. Do środka wszedła Fran w czarnej sukni, a obok niej Marco w garniturze.
-Leon jak się trzymasz?- spytała Włoszka.
-Nie trzymam się.- wyszeptałem odrywając się od mamy.
Siedziałem już tam kilka godzin. Cały zmarzłem. Wokół mnie leżał biały śnieg, a ja patrzyłem na jej zdjęcie zamieszczonym na jej grobie. Uśmiechała się od jednego idealnego ucha do drugiego. Była na nim taka szczęśliwa, jej uśmiech wywoływał maluteńki uśmiech na mojej twarzy. Jej brąz włosy idealnie przycięte, oczy patrzące z miłością. Napis na nagrobku "Najważniejsze w życiu jest kochanie drugiej osoby." Takim mottem Violetta kierowała się każdego dnia.
-Rok... już przez rok nie ma ciebie przy mnie. Tęsknię za tobą. Violetto kocham cię. Chcę być przy tobie.- nadal nie pogodziłem się z jej odejściem. Nagle usłyszałem głos mojej matki.
-Leon. -podbiegła do mnie- Leon szukałam cię wszędzie. Dlaczego nie powiedziałeś mi że wychodzisz?- nie odpowiedziałem, nie miałem na to ochoty. To był najcięższy dzień w roku, dzień w którym szczególnie odczuwam jej brak.- Leon dlaczego nie zabrałeś rękawiczek i czapki?- spytała zakładając mi je. Ja nadal patrzyłem na zdjęcie mojej jedynej.- Leon synku... chodź do domu.
-Nie. Obiecałem jej, że będę dzisiaj u niej cały czas. Nie mogę jej opuścić.- powiedziałem spoglądając w jej oczy.- Mamo ja nie mogę bez niej żyć.
-Synku,- nastała kilku minutowa cisza. Moja mama nie wiedziała co czuję i nagle wyjechała z takim tekstem.- muszę coś ci powiedzieć... jutro wyjeżdżamy do Meksyku.
-Co?!- wybuchłem.- Jak to wyjeżdżamy? Ja nie mogę zostawić jej samej. Muszę przy niej być.
-Leon ona umarła. Już rok nie ma jej przy tobie.- w tym momencie zrobiła najgorszą rzecz jaką potrafiła mi zrobić.
-Violetta nie umarła!!! Ona żyje!!! Jest wśród mnie!!! Żyje w moim sercu w całym mnie!!! Jest obok każdego dnia!! Bo ją kocham!!- powiedziałem podwyższonym tonem głosu.- Kocham cię mamo, ale ja już nie potrafię żyć.- pocałowałem ją w policzek i pobiegłem na najwyższy most w mieście. Wszedłem za barierkę wyciągnąłem z kieszeni wygniecione dwa zdjęcia. Jedno moje, taty i mamy, a drugie moje i Violi.
-Leon synku nie rób tego!- usłyszałem głos matki.
-Muszę to zrobić. Nie potrafię już żyć. Nie chcę tobie utrudniać... jestem dla ciebie ciężarem.- spojrzałem po raz pierwszy w dół. Było strasznie wysoko, ale ja wszytko zrobię dla miłości.- Mamo słyszałem jak rozmawiałaś z ciocią, że chcesz wysłać mnie do psychologa... niepotrzebnie.- podeszła bliżej mnie.
-Leonek proszę nie rób mi tego. Dziecko moje ukochane nie skacz.- chwyciła moją rękę.
-Kocham cię mamo.- dałem jej ostatni z ostatnich buziaków w policzek jednocześnie wkładając do jej dłoni nasze zdjęcie.- Robię to dla miłości.- zabrałem moją rękę z jej objęcia i skoczyłem. Spadałem coraz niżej a za sobą pozostawiłem swą jedyną matkę. Słyszałem jej przeraźliwy krzyk który wołał moje imię. Czułem, że jestem coraz bliżej Violetty. Nagle moje ciało zderzyło się z cienkim lodem jednocześnie go łamiąc i dając mi drogę do lodowatej wody. Spadałem na dno gdy nagle usłyszałem jej głos, głos Violetty.
-Leon!! Leon!!-byliśmy ma powierzchni. Ja umarłem mój duch wyszedł z mojego ciała.
-Violetta!! Violu!!- przytuliłem ją do siebie odwracając ją wokół własnej osi.- Już zawsze będziemy razem. Nigdy cię nie opuszczę.- pocałowałem ją.
Ale beznadziejny !!! Żal
OdpowiedzUsuńW tym momencie pokazujesz własną kulturę. Konstruktywna krytyka jest dobra, ale to co teraz robisz... Jeśli piszesz lepiej mogłeś zgłosić się do konkursu. Nie życzę sobie tego typu komentarzy. Osobiście uważam, że praca jest świetna.
UsuńPS Zrozumiałabym gdybyś tak komentował misje czy inne prace mojego autorstwa. Ale obrażasz pracę dziewczyny, która wzięła udział w moim konkursie.
Misia ty to masz gadane xD! Edward pozdrawia ludzie xD
Usuń