expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 15 lipca 2015

Czas na...

Witajcie kochani!
Naprawdę bardzo długo walczyłam sama ze sobą, ale....
Sami widzicie, że ostatnio coraz dłużej musicie czekać na rozdziały,
 a one same są krótkie i mało ciekawe.
Chodzi o to, że coraz trudniej jest mi pisać tą historię.
I właśnie dlatego....
Jest to post pożegnalny...
Historia nie zostanie dokończona, nie napiszę też epilogu.
Niech każdy z was sam dopisze swoje zakończenie...
Bardzo przepraszam....
Ale wiem, że tak trzeba.
Chciałam wam przede wszystkim podziękować.
Misia Ferro powstała prawie rok temu....
Chcę abyście wiedzieli, że to wam zawdzięczam to kim teraz jestem.
Dzięki waszym komentarzom, ciepłym słowom....
Dzięki temu stałam się lepszą i silniejszą wersją samej siebie.
Dzięki Wam uwierzyłam w siebie.
Zaczęłam wierzyć, że mogę coś robić dobrze.
Uwierzyłam w moje możliwości.
 To nie znaczy, że kończę z  pisaniem.
Postanowiłam, już pod innym pseudonimem stworzyć blog z recenzjami książek
 i drugi z moimi przemyśleniami, opiniami.
Jeśli będziecie chcieli tam zajrzeć...
Kiedy tylko one powstaną wpiszę  w poście linki...
Dziękuję.
Przepraszam.
Pa Miśki ;-*
Wasza <3
Misia Ferro ;-*

niedziela, 28 czerwca 2015

~Wszystko się zmieniło~Misja 12~

Uwaga! Edward je Kaszę z Mandarynką, Bananem, ale usiadła na niej Mucha! 
Dedykuję wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie (osobne dedykacje pod kolejnymi misjami)


Ludmiła

-Jak to? Mieszkasz z nią?-spytał Nicolas.
-Niestety tak....-poczułam, że Fede chwycił moją dłoń, zapewne chciał dodać mi otuchy.
-Nie możesz wrócić do domu-powiedział stanowczo Diego.
-Ale...-chciałam się sprzeciwić.
-On ma rację-poparł go Fede.
-Nie chodzi o to. Tam są moje wszystkie rzeczy!
-No tak.... Mam pomysł-dołączył się Leon.
-Jaki?-zapytałam.
-Będziemy obserwować dom. Jak tylko Priscilla stamtąd wyjdzie szybko wejdziemy, zgarniemy twoje rzeczy i się zwiniemy. Przy okazji zainstalujemy parę kamer.
-Wow, Kosa jak chcesz to potrafisz coś wymyślić!-zaśmiał się Snajper, 
a Leon dał mu kuksańca w bok.
-Ok. To ja i Damien pojedziemy po kamery, a Żyleta, Snake, Kosa i Młoda niech szykują się do wyjścia. Snajper i Czarna zostaną tutaj i będą wszystko monitorować.
Wszystko jasne?-spytał Nico.
-Tak!-krzyknęliśmy wyrzucając pięści w górę.
Po chwili szefowie wyszli zostawiając nas samych w willi chłopaków.
Wzięłam od dziewczyn swój kostium i skoczyłam z Fede do łazienki, aby się przebrać.
On wyciągnął ze swojej szafy czarne dresy i czarny T-shirt.
Bez problemu zdjął z siebie ciuchy i zostając w samych bokserkach zaczął układać grzywkę.
Po chwili zobaczył w lustrze moje zmieszane spojrzenie.
Odwrócił się i uniósł pytająco brew.
Zarumieniłam się.
On podszedł do mnie i nic nie mówiąc założył mi za ucho kosmyk włosów.
Spuściłam wzrok.
Federico chwycił mój podbródek i zmusił mnie, abym na niego spojrzała.
-Co jest?-wyszeptał.
-Em... Mógłbyś się odwrócić?-zarumieniłam się jeszcze bardziej.
-No pewnie.-odwrócił się tyłem do lustra i podszedł do ściany, a ja w tym czasie szybko się przebrałam.
-Już możesz patrzeć-zakomunikowałam. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował.
-Mam nadzieję, że kiedyś przestaniesz się wstydzić-szepnął mi na ucho.
Po kilku minutach wróciliśmy do salonu, gdzie czekała już cała reszta.
-Ok. Fran i Diego, wy idziecie do pomieszczenia kontrolnego razem z nami, a cała reszta bierze furgonetkę i jedzie do domu Lu.-po tych słowach poszliśmy do vana. Całą drogę odbyliśmy w milczeniu. Zaparkowaliśmy pod lasem niedaleko mojego osiedla, po czym pobiegliśmy w kierunku mojego domu. Czekaliśmy skryci w krzakach. Nagle usłyszałam jej głos. Zamarłam.
-Co? Przecież wasi synowie zabrali ze sobą tą sukę. Jak to nikt nie dotarł? Już ja się z nią rozprawię. Niewdzięczna dziwka.-po chwili odebrała kolejny telefon-Nicole? Tak skarbie już po ciebie jadę. Zajmiesz pokój tej suki. Co z Ludmiłą? Oddamy ją do domu publicznego, oczywiście.-łzy napłynęły do moich oczu. Po chwili Priscilla odjechała. Razem z resztą ekipy weszliśmy przez okno. Ja i Vilu poszłyśmy do mojego pokoju. Szybko wrzucałyśmy ciuchy, buty, kosmetyki itd. do walizek. W sumie było ich 5. Chłopcy przyszli zamontować ostatnie kamery, po czym ruszyliśmy do vana.
Całą drogę czułam na plecach wzrok ekipy. W samochodzie Federico usiadł ze mną z tyłu, a nasza Leonetta zasiadła w przodzie. Skuliłam się na fotelu, a moim ciałem wstrząsnął szloch. 
Snake cały czas gładził mnie po plecach i szeptał na ucho uspokajające słowa. 
Nie pamiętam nawet, kiedy dojechaliśmy, bo zmęczona przeżyciami zasnęłam.

Leon

Ja i Młoda wzięliśmy na siebie wniesienie walizek Ludmiły i wniesienie ich do pokoju gościnnego obok sypialni Fede. On sam był zajęty wnoszeniem Lu do domu. Dziewczyna zasnęła po drodze.
Kiedy zmęczeni opadliśmy z Violą na kanapę przyszła cała reszta, oprócz Żylety.
-Co z nią?-spytała zmartwiona Violka.
-Jest lekko załamana-westchnął Włoch.
-No cóż. Nic dziwnego...-zauważył Diego.
-Co z kamerami?-spytałem.
-Wszystkie działają. Może chodźmy wszyscy do pokoju kontrolnego.-rzekła Fran.
Usiedliśmy przed ekranami. Każdy pokazywał obraz z innego pomieszczenia.
Nikogo tam nie było. Po minucie otworzyły się drzwi wejściowe.
Weszły przez nie Priscilla i Nicole.
Od razu poszły do dawnego pokoju blondynki. Kobieta wściekła się, gdy zobaczyła otwarte, puste szafy. 
-Co ta pierdolona suka sobie wyobraża?-krzyknęła.
-Przynajmniej wyrzuciła te swoje bez gustowne szmaty i zostawiła miejsce na moje stylowe ciuchy-stwierdziła Nicole.
-Już ja jej pokaże! Zadarła nie z tą osobą! Zemszczę się! Ta dziwka nie będzie miała życia! Zniszczę ją! Zrobię z jej żałosnego życia piekło!-kobieta wrzeszczała tak przez godzinę. Ja i Viola wyszliśmy z pokoju i poszliśmy na taras.
-Nie wiem, jak ona sobie z tym radziła-rzuciła smętnie.
-Jest twarda.
-To tylko pozory... Wiem, że ona nie ma już siły... Parę razy myślała nawet o tym, aby się zabić...
-Naprawdę? Sprawia wrażenie zupełnie innej.
-Każdy z nas ma jakieś tajemnice.
-A ty? Masz jakieś tajemnice?-spytałem.
-No pewnie.
-Zdradzisz mi jakąś?
-Jedną z  nich jest to, że cię kocham-szepnęła, a ja złączyłem nasze usta w pocałunku.


*************************************
*************
********
*****
Misia wita was!
Tak wiem, że dłuuuugooo mnie nie było, ale powracam z nową energią!
Oceny wystawione, laptop naprawiony, więc lecimy z blogiem.
Czekam na komentarze
Next w weekend
Besos ;-*
Misia

PS Pod tym postem napiszcie, która z trzech nienagrodzonych prac dostanie nagrodę specjalną





niedziela, 7 czerwca 2015

Misia przeprasza

Przepraszam. Niestety mój laptop się zepsuł. Nie mogę go nawet włączyć, więc... Rozdział po naprawie.
Jeszcze raz przepraszam.
Misia

niedziela, 31 maja 2015

~Miejsce 1~Os konkursowy~A.~

A to najwspanialsza ze wszystkich prac.
Niesamowity pomysł <3
Myślę, że zrozumiecie dlaczego to ta praca zwyciężyła.
Komentujcie
Besos
Misia

PS Ankiete dodam za momencik! 



Historia tęczą malowana
https://blogger.googleusercontent.com/img/proxy/AVvXsEhD3FkLDbLNG7Ah9NL-Fscbhp3nrrd1b4sIOGTeZF7DONVjNJIXrbV63Y187Vbqmj-KBmVC7e_1yFDnHX6Fv5efikfC4ZPhAv-i_a1v-e_pu_P1d674qE1X6N2pNTi0CgrRJux3n7AcDA5Lc14E9ok9Ky12r_XlDYVUXcYPNC8K1Bnz=
Czerwień

            Stanęła przed ogromnym lustrem zawieszonym w holu i przyjrzała się swojemu odbiciu. Dokładnie przeanalizowała i oceniła swój stan. Wreszcie uznała, że czerwona sukienka sięgająca do kolan, ciemniejsze szpilki oraz torebka w podobnym kolorze to odpowiedni wybór na urodziny znajomej.
-  Ładnie mi? – zapytała i stanęła w progu salonu prezentując się chłopakowi. Ten uśmiechnął się szeroko i wystawił kciuk w górę, dając znak, że to co zobaczył przypadło mu do gustu. Dziewczyna fuknęła poirytowana, że nawet się nie odezwał. Usiadła obok niego na karmazynowej kanapie, uważając na wcześniej wyprasowane ubranie.
- Wychodzisz gdzieś? Mieliśmy oglądać filmy. – posmutniał i wskazał na stertę płyt oraz pełną miskę pop-cornu.
- Mówiłam ci. Koleżanka ma urodziny. – przypomniała i sięgnęła po garść kukurydzianej przekąski.
- Zapomniałem. – przyznał i powtórzył czynność Natalii. – O której wrócisz? Mogę zostać na noc? Siostra zaprosiła koleżanki. – zapytał i posłał jej błagalne spojrzenie.
- Zgoda. Tylko postaraj się niczego nie zniszczyć. 
Pomarańcz

            Zajmował całą, pomarańczową sofę zakupioną całkiem nie dawno. Jego usta bez przerwy wykrzywione były w uśmiechu, a chichot słyszalny na drugim końcu mieszkania. Kolejny raz oglądał ukochaną komedie, która rozbawiała go, pomimo że niektóre sceny znał na pamięć.
            Do pokoju wkroczyła Natalia. Zmusiła go, aby podkulił nogi i usiadła na skraju kanapy. Przez moment wpatrywała się w ekran, próbując zrozumieć z jaką produkcją ma do czynienia. Westchnęła, kiedy rozpoznała ulubiony film Diego, którego sama nie znosiła.
- Zaraz zaczyna się mój serial. – oznajmiła stanowczo. Wyrwała mu pilota, którego kurczowo trzymał w dłoni i przełączyła kanał. Spotkała się z głośnym jękiem niezadowolenia i już po chwili program z powrotem został zmieniony.
- Nie widzisz, że oglądam? – zapytał rozdrażniony.
- Przecież doskonale znasz zakończenie! – zawołała i przejęła władzę nad pilotem. Diegowystawił język w jej stronę.
- Jak przegapisz jeden odcinek z tysiąca to nic się nie stanie! – przystąpił do kontrataku. Prychnęła i obrażona wyszła z pomieszczenia. Chłopak zdziwił się, że tak szybko dała za wygraną, ale wzruszył tylko ramionami i ponownie skupił się na filmie.
Żółć

            Z trzeciej szuflady od dołu, wmontowanej do jej żółtego biurka, wyciągnęła plik różnokolorowych kartek. Położyła przed sobą jedną z nich i chwyciła w prawą dłoń ołówek oklejony ozdobną taśmą. Zaczęła prędko kreślić powyginane linie, aż powstało coś na kształt trawy. Następnie wyrosła z niej łukowata łodyga. Pąk kwiatu, który nagryzmoliła kilka chwil później, wyglądał bardzo efektownie. Płatki rośliny były drobne, wygięte w jedną stronę, jakby narysowane przez najprawdziwszego artystę. Wśród sterty różnokolorowych kredek, odnalazła jasnożółtą i pokryła tym kolorem każdy płatek. Z niewiadomych przyczyn, kwiaty, które rysowała zwykle kolorowała na żółto.

Zieleń

            Siedziała na pomoście, któremu brakowało kilku drewnianych belek i machała nogami tuż nad powierzchnią zielonkawej wody. Diego zajmował miejsce obok i zajadał ogromnego loda, całego w okropnie słodkiej polewie jabłkowej.
- Chcesz trochę? – zapytał machając wafelkiem przed twarzą dziewczyny, brudząc przy tym jej policzek. Poirytowana oczyściła się z zielonej mazi i złośliwie wytarła dłoń o rękaw ulubionej kurtki Diego.
- Nie mogę. Jestem na diecie. – wyjaśniła szybko.
- Od kiedy? Wczoraj jedliśmy tort bezowy! – zaśmiał się na wspomnienie poprzedniego dnia. Wściekła Natalka umorusana słodkim kremem to niezapomniany widok.
- Od dzisiaj. – oznajmiła stanowczo i skrzywiła się, kiedy chłopak teatralnie oblizywał usta ze śmietanowego przysmaku.
- W takim razie, sam będę musiał zjeść resztę wczorajszego ciasta. – uznał z udawanym smutkiem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Natka ma obsesję na punkcie bezy i gdyby mogła, jadłaby ją codziennie. Ona tylko fuknęła i obrażona założyła ręce na piersi. Diego zaśmiał się i objął ją ramieniem.

Błękit

            Wcisnęła lodowate dłonie do futerkowych kieszeni i zacisnęła palce u zmarzniętych stóp. Para znoszonych, błękitnych łyżew dyndała przy prawym boku, raniąc ją w udo. Dreptała ledwo widoczną pomiędzy zaspami białego puchu ścieżką. Obrała sobie za cel starą, jasnoniebieską ławkę na końcu dróżki. Chyba jako jedyna uratowała się od wszechobecnego śniegu. Kiedy znajdowała się już przy niej, usiadła i podkuliła kolana pod brodę. Co kilka chwil grupa dzieci bawiących się kilka metrów dalej celowała w nią różnokształtnymi kulkami z niekoniecznie czystego puchu. Fuknęła, kiedy jedna ze śnieżek otarła się o jej zziębnięty. Po raz kolejny rozejrzała się i zawiedziona stwierdziła, że na horyzoncie nadal ani śladu Diego. Nie zdziwiło jej to. Spotkania, na które się nie spóźniał były rzadkością.
- Już jestem! – usłyszała za sobą. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała zdyszanego chłopaka. Włosy miał w nieładzie, płaszcz nie zapięty, a sznurówki sunęły po brudnym chodniku.
- Myślałam, że się nie doczekam. – stwierdziła i poklepała miejsce obok siebie. Brunet uspokoił oddech i usiadł.
- Co dzisiaj robimy? – zapytał nagle i zaczął bawić się kawałkiem drewna odstającego od ławki.
- Mieliśmy iść na łyżwy, ale nigdzie nie widzę twoich. – przypomniała i teatralnie zajrzała pod ławkę w poszukiwaniu łyżew przyjaciela.
- Na śmierć zapomniałem! – zawołał i uderzył się otwartą dłonią w czoło. Natalka zaśmiała się tylko z krótkiej pamięci Diego i zamiast zaplanowanej rozrywki zaproponowała wspólny spacer. W ramach zadośćuczynienia chłopak musiał przez całą drogę trzymać łyżwy dziewczyny.

Granat

            Obydwoje opadali z sił od kilkunastu minut targając kartony po schodach, które zdawały się nie mieć końca. Jak na złość, winda popsuła się akurat w dzień, kiedy się wprowadzali, a    uparty Diego uznał, że przeniesie wszystko sam i nie potrzebuje nikogo do pomocy.
- Na którym piętrze mieszkamy? – zapytał wykończony i na moment postawił kartony na ziemi, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku.
- Ósmym. – oznajmiła i sama przystanęła na moment. Oparła się o ścianę w ohydnym, granatowym, lekko wyblakłym kolorze.
- Jeszcze tylko trzy. – pocieszył się, spoglądając na piątkę namalowaną obok niedziałającej widny.
- I kilkadziesiąt pudeł w samochodzie. – nadmieniła, co wywołało głośne westchnienie Diego.
- Przypomnij mi, żeby następnym razem kogoś do tego wynająć. – polecił, walcząc z kolejną grupą stopni.
- Będę pamiętać. – stwierdziła i również kontynuowała pozornie nie kończącą się wędrówkę.

Fiolet

            Leżała na dawno nie koszonym trawniku i śmiała się do grupy różnorakich, fioletowych kwiatów. Ciemne loki wplątały się w źdźbła trawy, a sukienka zamokła od rosy. Wyciągnęła dłoń w stronę Diego, który znajdował się obok i splotła ich palce. Chłopak muskał dłonią drobnego dmuchawca i przekręcił głowę w jej stronę, uśmiechając się słodko.
- Dziwnie wyglądamy. – uznała śmiejąc się cicho. Zaczęła skubać kwiat rosnący tuż przy jej prawej dłoni. Chłopak zaśmiał się i skinieniem głowy przyznał jej rację.
- Nie ważne. – stwierdził i wtulił twarz w jej czarne włosy.
- Ludzie się patrzą. – ustaliła i podniosła się do pozycji siedzącej. Diego zawtórował jej i ponownie zachichotał.
- Nie przejmuj się. – wypowiedział i ponownie opadł na ziemię, ciągnąc ze sobą Natalkę.




~Miejsce 2~Os konkursowy~Fedemila Forever~

Pewnie niektórzy z was mieli już przyjemność przeczytać tę pracę.
Zapraszam do komentowania ;-)
Besos 
Misia

One Shot Fedemila "List do wroga" 


Mój drogi wrogu!
Witaj, pewnie dziwi Cię to co widzisz. Tak ja, Federico Pasquarelli postanowiłem napisać do Ciebie kilka słów. Jaki jest cel tego listu? Chciałbym wyjaśnić w nim moje zachowanie w stosunku do twojej osoby. Chce powiedzieć Ci skąd wzięła się nienawiść, którą do Ciebie czuje.
Zacznijmy od początku.

14.06.2009 rok, godzina około 20:30. Pamiętam wydarzenia z tego dnia, jakby wydarzyły się wczoraj. Leon zabrał mnie pierwszy raz do klubu, w którym przebywał niemal codziennie. Chciał wprowadzić mnie w "dorosłe" życie mimo, że miałem zaledwie siedemnaście lat. To wszystko było takie ekscytujące, nowe miejsce, nowe doświadczenie, nowi znajomi. No właśnie nowi znajomi. Podeszliśmy do stolika. Leon zapoznał mnie z Violettą, Maxim, Natalią i z TOBĄ. Twoje blond loczki w ciągu kilku sekund zawładnęły moim ciałem, duże oczy o kolorze ciepłego bursztynu kupiły moją duszę, a pełne usta, podkreślone czerwoną jak krew szminką, zostały obiektem mojego porządania. Miałaś na sobie czarną, idealnie podkreślającą twoje kształty sukienkę, a twoje nogi wydłużały lakierowane szpilki, w kolorze sukienki. Stanęłaś obok mnie, a twoje usta spoczęły na moim policzku. Kurwa jakie to było cudowne! Mój penis od razu zareagował tak jak powinien. Po litrach wypitego piwa i masie przelotnych spojrzeń na Ciebie,
w końcu usiadłaś obok mnie. Zaczeliśmy rozmowę, dowiedzieliśmy się o sobie wiele istotnych rzeczy. Wiesz, że do teraz pamiętam tytuł twojego ulubionego filmu, ulubioną potrawę, albo nazwe firmy produkującą twoją ulubioną szminkę numer 032 w kolorze krwistej czerwieni. Sam się sobie dziwie, że zapamiętałem takie bezużyteczne bzdety. Nasza rozmowa zeszła na trochę inne tory. Rozmawialiśmy o seksie. Podniecałaś mnie i doskonale zdawałaś sobie z tego sprawę. Wykorzystywałaś to, jednak mi to nie przeszkadzało, a co gorsza podobało mi się to i pozwalałem wykorzystywać Ci się bardziej. Stawiałem Ci drinki i jedzenie, przynosiłem serwetki i spławiałem kolesi, których nie chciałaś widzieć w swoim towarzystwie. Robiłem wszystko czego tylko mogłaś sobie zażyczyć, aby zwrócić na siebie twoją uwagę. Czy to nie dziwne, że pragnąłem uwagi dziewczyny, którą znałem od niecałych trzech godzin?
Na chwile odszedłem od stolika po następne drinki, kiedy wróciłem siedziałaś obok Maxiego i mimo, że wiedziałem, że między wami nie ma żadnej głębszej relacji to poczułem zazdrość, cholerną zazdrość. Nie chciałem na to patrzeć, więc wyszedłem. Zostawiłem was za sobą, myśląc, że już nigdy więcej Cię nie zobacze. Myliłem się, tego dnia wybiegłaś za mną.

11.08.2009 rok
Bardzo ważna dla mnie data. Pamiętasz ją? Ten dzień, był taki wyjątkowy.Już Ci tłumacze dlaczego. Od dnia, w którym wybiegłaś za mną w klubie, dużo się zmieniło. Zostaliśmy przyjaciółmi, to znaczy tylko dla Ciebie była to zwyczajna przyjaźń, bo ja oczekiwałem od nas czegoś więcej. Jak zwykle siedzieliśmy u mnie w domu, za oknem świeciło słońce, a termometr wskazywał temperature powyżej czterdziestu stopni. Zapytałaś mnie czy miałbym problem, jeżeli zostałabyś przy mnie w samej bieliźnię. Zgodziłem się, no kurwa, kto by się nie zgodził. Rozebrałaś się, a ja poczułem jak krew w moim ciele buzuje. Ja również postanowiłem pozbyć się ciuchów i to był mój błąd. Kiedy zdejmowałem spodnie, na światło dzienne wyszła moja erekcja. Było mi cholernie wstyd, ale nie mogłem nic na to poradzić. Twoje ciało zwodziło mnie. Czarny, koronkowy stanik podkreślał twój duży biust, a majteczki zostały idealnie dopasowene do górnej części. Fuck! Kiedy teraz o tym myśle, reaguje tak samo jak wtedy, ale przejdźmy do rzeczy. Pamiętam chytry uśmieszek, którym obdarowałaś mnie po zauważeniu mojego sterczącego kolegi. W tym wszystkim najgorsze było to, że wprowadzanie mnie w taki stan, było dla Ciebie niezwykłą zabawą. Szeptałaś mi do ucha świńskie słówka, rękami dotykałaś mojego rozgrzanego brzucha, kolanami delikatnie zachaczałaś o mojego penisa, jednak kiedy ja próbowałem dotykać Ciebie to odsuwałaś się. Nie pozwalałaś mi na tą rozkosz, mówiłaś, że muszę zasłużyć. Kręciło mnie to. Zacząłem się starać. Prawiłem Ci masę niewymuszonych komplementów, robiłem dla Ciebie różne rzeczy, jednak nadal nie pozwalałaś mi zająć się swoim ciałem. Po kilku godzinach męczenia mnie i odpychania od siebie, zadzwonił twój telefon. To twoja mama, musiałaś wracać do domu na kolacje. Mówiąc szczerze nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Ubrałaś się, a mi było cholernie smutno kiedy wyszłaś z mojego domu bez jakiegokolwiek słowa pożegnania. Po chwili dostałem sms'a. Do dziś pamiętam jego treść ,,Świetnie się bawiłam. Śpij dobrze KOCHANIE". Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się cieszyłem, kiedy przeczytałem ostatnie słowo twojej wiadomości i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że pragnę, abyś nazywała mnie tak częściej.

31.12.2009 rok.
Sylwester. Obydwoje bawiliśmy się ze sobą cudownie. Rozmawialiśmy, popijaliśmy alkohol i tańczyliśmy. Nasz taniec nie był normalny. Był erotyczny. Mówiłaś mi, że mnie pragniesz, że podniecam Cię i doprowadzam do szaleństwa. Pocałowałaś mnie, kurwa cały czas marzyłem o twoich ustach i nagle mogłem mieć je na wyłączność. Jednak nie skorzystałem. Wiedziałem, że jesteś pod ogromnym wpływem alkoholu i nie zrobiłabyś tego, gdybyś wiedziała co robisz. Wziąłem Cię na ręcę i zaprowadziłem do pokoju. Rozebrałem i położyłem na łóżku, wyszeptałaś mi do ucha dwa proste słowa "Kocham Cię". Zasnęłaś, a ja całą noc spędziłem na przyglądaniu się tobie.

20.02.2010 rok
Nie powiedziałem Ci o słowach, które wypowiedziałaś do mnie w Sylwestra. Wolałem zatrzymać je dla siebie i myśleć, że naprawdę coś do mnie czujesz, niż powiedzieć Ci o tym i usłyszeć z twoich ust, że te słowa były dla Ciebie bez znaczenia. Jednak teraz nie o tym. Dwudziestego lutego wybraliśmy się do klubu. Imprezowaliśmy bez alkoholu, uznaliśmy, że nie jest nam potrzebny. Nie zwracaliśmy uwagi na naszych znajomych. My się po prostu dobrze bawiliśmy we własnym towarzystwie i nikt inny nie był nam potrzebny. Podczas naszego namiętnego tańca zaczęłaś ciągnąć mnie w stronę toalet. Nie wiedziałem o co Ci chodzi. Zaczęłaś mnie całować, byłem w szoku. Całowałaś mnie na trzeźwo. W końcu zaciągnęłaś mnie do trzeciej kabiny, a tam przeżyliśmy swój pjerwszy raz. I to właśnie tam, po raz drugi powiedziałaś mi, że mnie kochasz tym razem odpowiedziałem Ci tym samym. Do dziś wspominam to jako najpiękniejszą chwile życia.

30.03.2010 rok
Moje urodzin. Mimo, że uprawialiśmy seks i znaliśmy swoje uczucia to nie byliśmy razem. Jednak każdego dnia patrząc sobie głęboko w oczy wyznawaliśmy sobie miłość. Pamiętasz te ckliwe wyznania jakie kierowałaś w moją stronę? Bo ja pamiętam wszystkie. Wtedy bałem się zadać Ci to oficjalne pytanie. Myślałem, że ośmiesze się przy tobie. W tym ważnym dla mnie dniu z Włoch przyjechał mój najlepszy przyjaciel- Diego. Poznałem was ze sobą i do dziś tego żałuje.

16.05.2010 rok
Od moich urodzin zrobiłaś się dziwna. Nie spędzałaś ze mną zbyt wiele czasu. Olewałaś mnie i odrzucałaś za każdym razem. Mówiłaś, że jesteś zajęta i nie masz wolnej chwili. Miałaś racje nie miałaś wolnej chwili dla mnie, bo każdą spędzałaś z Diego. Zastępił Ci mnie. To do jego ucha szeptałaś czułe słówka, to jemu oddawałaś swoje ciało w klubowej toalecie, to on stawiał Ci drinki i to on był na każde twoje zawołanie. Cierpiałem, za każdym jebanym razem, kiedy widziałem waszą dwójkę. Szesnastego maja dowiedziałem się od Leona, że jesteście razem. Byłem zrozpaczony, ponieważ łudziłem się, że między nami będzie dobrze. Mimo wszystko nie potrafiłem przestać Cię kochać.

12.01.2011 rok
Sylwester spędziłem sam, z resztą jak inne dni. Zniszczyłaś mnie. Nie potrafiłem przestać o tobie myśleć. Bez Ciebie czułem się martwy. Nie odzywałaś się do mnie przez sześć miesięcy. Chciałem czuć nienawiść do twojej osoby. Aż dwunastego stycznia zapłakana pojawiłaś się w moich drzwiach. Powiedziałaś, że Diego odszedł do innej. Chciałem wyrzucić Cię z mojego domu, ale nie potrafiłem, byłaś miłością mojego życia. Pamiętam jak wtuliłaś we mnie swoje kruche ciałko, a po chwili zasnęłaś. Prawie całą noc patrzyłem na Ciebie i przypominałem sobie nasze wspólne przeżycia, tamtej nocy nie zasnąłem, ponieważ rozkoszowałem się twoją obecnością.

1.04.2011 rok
Wszystko było dobrze. Znowu byliśmy blisko. Spędzaliśmy razem noce, wyznawaliśmy sobie miłość w świetle gwiazd i w końcu byliśmy jednością. Jednak nadal nie spytałem Cię o bycie razem. Wiesz czemu? Bo bałem się, że znowu odejdziesz i miałem racje. W połowie marca poznałaś Tomasa, a pierwszego kwietnia powiedziałaś mi, że jesteś z nim szczęśliwa. Popłakałem się na twoich oczach. Ty niestety wyszłaś zostawiając mnie samego.

3.12.2013 rok
Po poinformowaniu mnie o związku z Tomasem nie odezwałaś się do mnie słowem. Historia znowu się powtórzyła. Byłem wściekły, ponieważ nadal Cię kochałem i nie potrafiłem przestać. Widziałem twój uśmiech w porannym kubku kawy. Chciałem wyrzucić Cię z pamięci. Właśnie dlatego trzeciego grudnia, młotkiem próbowałem wybić sobie Ciebie z głowy. Jak widać za lekko próbowałem.

30.11.2014 rok
Mimo upływu czasu nadal nie potrafiłem przestać Cię kochać. Jednak wiedziałem, że muszę wziąść się w garść i zacząć żyć. Zatrudniłem się w dość dużej korporacji. Siedzenie za biurkiem nigdy nie było moim marzeniem, ale musiałem zarabiać pieniądze. Mówiąc szczerze z każdym dniem było ze mną coraz lepiej. Moja miłość do Ciebie ustawała i zastępowała ją nienawiść. Tak, zdałem sobie w końcu sprawę z tego, że ty mnie nigdy nie kochałaś. Byłem dla Ciebie zabawką, którą bawiłaś się, kiedy nie było przy tobie osoby na, której mogłoby Ci zależeć. Widziałaś moją naiwność i zafascynowanie swoją osobą. Wykorzystywałaś mnie, a ja głupi pozwalałem Ci na wszystko. Nigdy mnie nie kochałaś. Nigdy nie byłem dla Ciebie ważny. Kiedy zdawałem sobie z tego sprawę, postanowiłem naprawdę o tobie zapomnieć. Jednak los nigdy mi nie sprzyjał.
Trzydziestego listopada okazało się, że mam w pracy nową koleżankę- Ciebie.

11.07.2014 rok
W pracy widywaliśmy się praktycznie codziennie. Często próbowałaś zacząć ze mną rozmowę. Jednak ja byłem nieugięty, chciałem o tobie zapomnięć, więc unikałem Cię. Nie mogłem pozwolić Ci się do siebie zbliżyć, nie chciałem, abyś znowu wykorzystała moją naiwność. Więc na każdym kroku, pokazywałem Ci jak wielką nienawiścią Cię darze. Była udawana i skuteczna. Ty ją kupiłaś i zaczęłaś darzyć mnie tym samym uczuciem. Jedenastego lipca trafiłem do szpitala z podciętymi nadgarstkami.

16.07.2014 rok
Kiedy wróciłem do pracy wszyscy zaczęli zadawać mi pytania o mój stan psychiczny i przyczynę cięcia. Okłamałem ich, powiedziałem, że umarła mi babcia. Oczywiście, powód okaleczenia się miałem inny, a mianowicie nie potrafiłem wytrzymać nienawiści, którą zaczęłaś mnie darzyć. Jednak zasłużyłem na nią. Szesnastego lipca podeszłaś do mojego biurka i czterema, prostymi słowami zabiłaś moją dusze ,,Szkoda, że jednak żyjesz". Wybiegłem z biura. Tamtego dnia, ty nie wybiegłaś za mną.

10.10.2014 rok
Najgorszy dzień w moim życiu. Nasz szef, kazał jechać nam w delegacje do Paryża. TYLKO NASZA DWÓJKA! No kurwa. Myślałem, że zabije tego dupka. Wszyscy wiedzieli, że pajamy do siebie cholerną nienawiścią, jednak ten zasrany pajac postanowił wysłać nas razem. No co za ironia! W duchu cieszyłem się, że spędzimy razem trochę czasu. Kiedy dojechaliśmy do hotelu okazało się, że mamy wspólny pokój... z jednym łóżkiem. Nie cieszyło Cię to... chyba. W sumie twoja reakcja była dziwna. Mówiłaś, że jedno łóżko to jakiś żart, wyglądałaś na zbulwersowaną, jednak kiedy chciałem wykupić osobny pokój, to zatrzymałaś mnie. Nie wiedziałem o co chodzi. Kiedy się rozpakowaliśmy, obsługa przyniosła nam wino. Jak za starych dobrych czasów, usiedliśmy i spijaliśmy alkohol, dobrze się przy tym bawiąc. Rozmawialiśmy o naszym życiu. Powiedziałaś, że rzuciłaś Tomasa, ponieważ nic do niego nie czułaś. Mówiłaś, że każdego faceta, porównujesz do swojego ideału, którym jest twój dawny przyjaciel. Poczułem zazdrość. Po wypitym alkoholu usnęliśmy w swoich objęciach.

20.10.2014 rok
Podczas naszej delegacji postanowiłem znowu Ci zaufać. Dałem szanse naszej znajomości. Ostatniej nocy przespaliśmy się ze sobą, znowu. Było mi cudownie. Czułem się jak nowo narodzony. Jakbym zaczął żyć. Zmartwychwstanie. Tak opisuje stan w jakim wtedy się znajdowałem. Oczywiście, nadal miałem uraz, po twoich poprzednich ucieczkach. Jednak w tobie było coś cholernie niesamowitego, coś co sprawiało, że chciałem Ci ufać. Ślepo wierzyłem, że zostaniemy przyjaciółmi, a może i nawet kimś więcej. W ciągu kilku dni cząstka nienawiści jaką Cię darzyłem zniknęła. Dwudziestego października po naszym powrocie do domu postanowiłaś powiedzieć mi kilka słów: ,, Pamiętaj Pasquarelli, nienawidzę Cię. A nasza noc, była chwilą słobości". Chciałem umrzeć.

10.01.2015 rok
Napewno pamiętasz ten dzień. Z resztą był dwa miesiące temu, więc
wątpie, żebyś miała, aż tak krótką pamięć. Dziesiąty stycznia jest jednym z dni o, których szczerze wolałbym zapomnieć. Zrobiłem... powiedziałem coś czego teraz cholernie żałuje. A więc jak zawsze po przyjściu do pracy, udałem się najpierw do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Taki mój rytuał, który każdy znał. Kiedy wszedłem do kuchni to oczywiście ty i nasz szef, już tam byliście. On opierdalał nas za bezczynne stanie, a my broniliśmy się wczesną godziną. Jednak tego dnia było inaczej. Spojrzałaś na mnie, uśmiechnęłaś się chytrze i beszczelnie zaczęłaś firtować z naszym szefem. Myślałem, że zwariuje. Miałem ochotę krzyczeć, płakać i uciekać od was jak najdalej. Zamiast tego stałem tam jak głupi i patrzyłem jak kręcisz dupą i pozwalasz obmacywać się temu burakowi. Nie mieliście żadnych hamulców. A najgorsze jest to, że nie potrafiłem wyjść spokojnie i zostawić was samych. Po prostu podszedłem do tego frajera i przywaliłem mu w twarz, aby pokazać Ci, że... że mimo wszystko to sprawia mi ból, że mimo całej udawanej nienawiści jaką pokazywałem Ci na co dzień tak naprawdę kochałem Cię i nie potrafiłem przestać. Chciałem dać sobie z tobą spokój, ale moje serce nie pozwalało mi zastąpić twojej osoby kimś innym. Więc odpuściłem, nie chciałem robić nic na siłę, postanowiłem kochać Cię skrycie.
Dałem temu burakowi po mordzie, aby pokazać Ci, że mi zależy. Ty odebrałaś to inaczej. Zaczęłaś na mnie krzyczeć i pieprzyć, że niszcze twoje życie, że wszystkiego Ci zazdroszcze i chcę Cię zniszczyć. Nigdy nie chciałem zrobić Ci krzywdy. Nigdy nie chciałen Cię zranić. Przysięgam. Po twoich słowach, które oczywiście mnie zraniły, pod wpływem emocji postanowiłem Ci nawtykać. Kurwa jak ja się za to nienawidzę. Pamiętasz co Ci powiedziałem? Że jesteś szmatą bez uczuć, że Cię nieznosze, że nie jesteś godna jakichkolwiek uczuć, że nie masz serca i zachowujesz się jak puszczalska dziwka. Rozpłakalaś się, a ja czułem cichą satysfakcje, jednak nie na długo. Kiedy ochłonąłem byłem zły na samego siebie. Próbowałem Cię znaleźć i przeprosić, było mi wstyd. Strasznie wstyd. Kiedy wróciłem do swojego biura, szef zwolnił mnie z pracy. Tego dnia dowiedziałem się, że ty również odeszłaś.

Mam nadzieje, że po przeczytaniu moim słów zrozumiesz o co mi chodzi. Zrozumiesz czemu tak się zachowywałem. Ja po prostu nie potrafie zapomnieć o tym co do Ciebie czuje. Po niefortunym wydarzeniu sprzed dwóch miesięcy nie miałem okazji Cię zobaczyć, a tak mocno tęsknie za widokiem twoich blond loczków, bursztynowych oczek i krwisto czerwonych ust. Umieram bez Ciebie, nie chce już tej całej nienawiści. Jestem gotowy dać Ci jeszcze jedną szanse. Jestem gotowy znowu cierpieć. Daj mi tylko jeden dzień swojej obeności, a potem mogę umierać.

Twój Federico!

~Miejsce 3~Os konkursowy~Anastasia Ferro~

Komentujcie :-)
Os naprawdę niezwykły
Besos
Misia

Wy Tworzycie Przeznaczenie
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zdenerwowana wyłączyłam telewizor. Po co oglądałam z Tomasem ten okropny horror? Kto mógłby przyjść o tej porze? Bałam się otworzyć więc postanowiłam obudzić mojego partnera. Delikatnie szturchnęłam go w tył głowy jednak ani drgnął. Uśmiechnęłam się po czym usiadłam na nim okrakiem i pocałowałam go. On tylko szepnął nie teraz Anastasia. Odskoczyłam od niego jak oparzona. Jaka Anastasia? Pukanie do drzwi nasilało się więc postanowiłam sama otworzyć. Wstałam i założyłam swoje łapcie po czym ruszyłam do przedpokoju. Moja ręka drżała, ale po namyśle przekręciłam gałkę i ku moim oczom ukazało się niepochamowane światło. Coś w stylu przejścia do innego wymiaru. To Twoje Przeznaczenie powiedział jakiś głos. Rozejrzałam się dookoła niespokojnie jednak nikogo tam nie było. Jeśli tam wejdziesz wszystko się ułoży ktoś znowu się odezwał. Tylko o co tu chodzi. Ja już ułożyłam sobie życie z Tomasem. Odwróciłam się w stronę domu z zamiarem wejścia do środka jednak kiedy przypomniały mi się słowa mojego partneraNie teraz Anastasia odwróciłam się napięcie i wskoczyłam do dziury. Jechałam jakimś tunelem po czym wypadłam na miękką trawę. Powoli wstałam i otrzepałam się. Dopiero teraz zauważyłam, że mam na sobie różową zwiewną spódnicę i bluzkę w paski zebry. Znajdowałam się w pięknym ogrodzie. Postanowiłam pochodzić i powąchać kwiatki.
***
Zajębiście. Nie wiem gdzie jestem, znalazłem się tu bo wskoczyłem do tajemniczego przejścia. Moja dziewczyna coś przede mną ukrywa. Federico, ty to jesteś szczęściarzem. Gdy tak rozmyślałem poczułem, że kogoś uderzyłem, więc szybko wyciągnąłem ręce i złapałem drobne ciałko. Była to zgrabna blondynka o bladej cerze i pięknych miodowych włosach. Kiedy otworzyła swoje oczy mało co nie zemdlałem. Były jak dwa bursztyny. Ona nawet nie równała się z Anastasią, moją partnerką.
Pomogłem dziewczynie wstać po czym uśmiechnąłem się do niej ciepło.
-Jestem Federico, a ty?-przedstawiłem się, jednak bardzo ciekawiło mnie imię tajemniczej piękności.
-Ludmiła, dziękuje że mnie złapałeś-powiedziała, po czym pocałowała mnie w policzek. Czułem jakbym znalazł anioła. Kiedy Ludmiła oderwała się ode mnie  znowu usłyszałem ten głos. Odwróciliśmy się w stronę wielkiego drzewa z pięknymi pudrowymi kwiatami spadającymi na ziemie.
Już się poznaliście, teraz pora byście coś zobaczyli zanim dam wam zadanie odezwał się. Byłem ciekawy co tajemnicza postać ma nam do przekazania. Ku naszym oczom ukazało się coś w rodzaju ekranu. Na nim widzieliśmy nagranie z jakiejś sypialni. Ktoś tam uprawiał seks, jednak kiedy zobaczyłem twarze tych osób zamarłem. To była Anastasia i jakiś facet. Pokiwałem głową z rozczarowaniem. Spojrzałem na godzine transmisji. To się dzieje teraz. Ludmiła upadła na ziemie trzymając się za serce. Postanowiłem dowiedzieć się o co chodzi.

***
Tomas, on mnie zdradził. Jaka ja byłam głupia, powinnam się domyślić. Codziennie znikał wieczorami mówiąc, że idzie do kolegów. Cicho płakałam, kiedy poczułam, że ktoś mnie przytula. Poczułam ten
cudowny zapach orzechów, Federico-pomyślałam i dopiero teraz zorientowałam się, że zabrudziłam mu całą koszulę moim tuszem do rzęs.
-Dlaczego płaczesz Lusia?-zapytał, a ja oderwałam się do niego. Również cierpiał, tylko czemu?
-Ten mężczyzna na nagraniu to mój chłopak-oznajmiłam na co Fede zrobił wielkie oczy. Spojrzałam na niego pytająco
-Ta kobieta na nagraniu to moja dziewczyna-powiedział na jednym tchu po czym odezwał się tajemniczy głos. Widzę, że już zapoznaliście się z sytuacją. Pora poznać zadanie dzięki, któremu będziecie mogli wrócić do prawdziwego świata. Otóż zadanie brzmi tak:Przeznaczenie swoje znajdźcie, a szczęśliwi będziecie bo ono sklei wasze złamane serca. Macie jedną podpowiedź , jeśli będziecie chcieli ją wykorzystać po prostu mnie zawołajcie.-powiedział. Byłam załamana, nie miałam pomysłu co to może być. Spojrzałam na Fede, ale on też był zdezorientowany. Ruszyliśmy więc alejką ogrodu by trochę pomyśleć.

***
Do cholery nie wiem co to może być. Jednak nie muszę się tak martwić, bo po co mam tam wracać. Wolałbym tu zostać z Ludmiłą.
-Więc, co zrobisz kiedy wrócimy?-zapytałem ciekawy, a ona spojrzała na mnie przenikliwie
-Nie mam po co wracać. Tomas pewnie wyrzuci mnie z domu kiedy mu powiem, że wiem o wszystkim-oznajmiła. Było mi jej żal. Nagle mnie olśniło.
-Ej, ale przecież mamy też przyjaciół. Nie możemy sobie tak po prostu znikać-oznajmiłem, bo to była prawda. Ja nie chce zostawiać Leona. On jest w psychiatryku, a ja musze się nim opiekować.
-Masz jakiś pomysł?-zapytała na co ja pokiwałem głową.
-Przecież mamy jedną podpowiedź, możemy ją wykorzystać-powiedziałem na co ona pokiwała głową.
-Chcemy wykorzystać podpowiedź!-krzyknąłem, a przed nami pojawił się znajomy blask. Podpowiedź to: Wasze przeznaczenie jest bliżej niż przypuszczacie.-powiedział głos po czym światło zniknęło. Spojrzeliśmy po sobie.
-Rozumiesz coś z tego?-zapytała, a ja pokiwałem przecząco głową. –Więc może pójdziemy usiąść i pomyśleć-zaproponowała po czym ruszyliśmy w stronę najbliższej ławki.

***
-Fede, ja naprawdę nie mam już siły. Nigdy nie wrócimy do domu-schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego mnie to spotyka. Jednak dzięki tym wydarzeniom poznałam Federico. Wydaje się być wspaniałym mężczyzną. Nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie, ale w tym przypadku…
-Nie martw się Lu, wyjdziemy z tond. Razem. Ja tego dopilnuje-uśmiechnęłam się na jego słowa. Podniosłam głowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie wytrzymał i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Nasze języki walczyły o dominację. Niestety przerwał nam tajemniczy głos Widzę, że już znaleźliście swoje przeznaczenie. Odsyłam was do domu, ale macie być razem, bo razem tworzycie przeznaczenie. Pokiwaliśmy głowami po czym oplótł nas znajomy blask.

***
Ludmiła postawiła talerz z naleśnikami na stoliku po czym usiadła z nami na kanapie. Espenza uśmiechnęła się do niej lubeżnie. Blondynka wzięła ją na kolana i przytuliła do siebie. Za to na mnie wlazł Alexander. Zaśmiałem się.
-Tatusiu, a jak poznałem mamusię?-zapytał nasz synek. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie nas w innym świecie.
-To przeznaczenie nas połączyło-odpowiedziałem Alexowi na co on zrobił zdziwioną minkę.
-Nie rozumiem-powiedział zaciekawiony. Zaśmiałem się.
-Kiedyś zrozumiesz, a teraz marsz do łóżka-pogoniłem dzieci. Kiedy zostaliśmy sami objąłem moją Ludmiłę ramieniem. Uśmiechnęła się do mnie
-Tworzymy przeznaczenie-powiedzieliśmy na równi po czym pocałowałem namiętnie moją żonę.

~Os konkursowy~ Alicja Mazur~

Komentujcie ;-)
Besos 
Misia

Różnica wieku 
Zdolna dziwczyna mieszka w Buenos Aires chodzi do prestiżowej szkoly studio21, uczy sie tam lekcji spiewu, tanca i gry na instrumentach. Jej najukochanszym instrumentem jest gitara, czesto gra na niej  w parku nie daleko domu, gdzie przechadzaj sie ludzie w jej wieku, oraz młodsi. Jednak najbardziej zwraca jej uwage; mlody chłopak wyglada na jej wiek może troszke starszy,  ma metrowa grzywe, piekne oczy, oraz tak jak ona śpiewa całymi dniami.
Federico
Codziennnie przychodze do parku, jest on obok mojej uczelni, gdzie wykładam jestem profesorem nauki spiewu; ha pewnie sie teraz ze mnie śmiejecie ale tak moi rodzice mówia, że jestem wprost geniuszem, gdyż mam 27 lat a od jakiś dwóch wykładam jako profesor jednak nie o mnie mowa. Jak już wspomniałem, chodze do parku a tam codziennnie przychodzi piękna blondynka o nieziemskim głosie. Gdy ona spiewa w parku ja przestaje grać słucham jej melodyjnego śpiewu musze do niej zagadać. Wiem, że jestem starszy ale co milość nie wybiera. Tak. Wiem powiem jej, nie zaproponuje jej żeby chodzila do mnie na uczelnie. Z takim glosem bedzie miedzynarodowa gwaizda estrady.
nastepny dzien Ludmila 
Wlasnie wstalam, nie wiem dlaczego ale dzis przysnil mi sie ten chlopak tak ten z   gitara z parku, na dodatek byl to piekny sen.  Ja i on szlismy sobie brzegiem morza on niosł koszyk piknikowy ja po prostu szlam wtulona w niego bo dzis zaprosil mnie na uroczyty wieczor. Spodziewam sie, ze chce mi cos powiedziec i dobrze myslalam, gdy doszlismy na miejsce szampan sie chlodzil, wokol rozpalone swiece  i Fede ktory kleka i mowi:
- Luska kocham Cie nad zycie jestes moim tlenem,  sloncem, ktorego promyki mnie rozweselaja KOcham Cie i nigdy nie przestane. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? 
-  Poplakalam sie jego slowa mnie po prostu wzruszyly. Widzac mine Fede, ktory cekal na odpowiedz, powiedzialam tak niczego w zyciu nie bylam tak pewna.
Jaki piekny sen ale co mi jest? nie ja sie chyba zakochalam. Z rozmyslen wyrwala mnie mama ktora uswiadomila mi, ze zaraz zajecia w studiu wzielam szybko gitare, torebke i ruszylam do szkoly dzien minol jak codzien najpierw lekcje z Angie, potem z Beto a na koniec Gregorio. Nie myslalm o tym co sie dzieje wokol mnie, caly czas myslalam o snie i kedy znowu pojde do parku.Fede
Musze sie juz zbierac ona zaraz popwinna byc w parku, jak zawsze. Dobra ubieram sie i lece do kwiaciarni kupic kwiaty, na pewno jej sie spodobaja. Wyznam jej dzis milosc Ja ja kocham
Ludmi 
Gdy doszlam do parku jego nie bylo, postanowilam, ze zaczne sobie grac czas szybcjej zleci,gdy spiewalam juz ostatnie slowa mojej piosenki ktos zakryl mi reka oczy. Przestraszylam sie poczym ten ktos zwolnil uscisk i pokazal twarz 
-hej 
-hej
- wiem, ze sie nie znamy ale codziennie cie tu widze i masz sliczny glos. A tak nazywam sie Federico Pasquarelli zapomnialem sie przedstwaic
-Ludmila Ferro dzieki
- od dawna cie obserwuje i musze ci cos powiedziec. Zakochalem sie w tobie prosze kwiaty
-co????!!!!
- ty we mnie nie. I sobie odchodzi
- nie czekaj ja do cb tez chyba cos czuje, ale miedzy nami jest lekka roznica wieku i ty chyba jestes nauczycielem???
- no i co z tego ze jest roznica wieku, ze   jestem nauczycielem a wgl skad o tym wiesz??  zreszta nie wazne Ludmila Ferro Ja cie kocham
- ja cb tez i w tym momencie federico zlaczyl ich usta w pocalunku 
gdy sie i od siebie oderwali fede zapytal sie czy zostanie jego dziewczyna ona odp tak z tego wszystkiego zapmnial sie zapytac o szkole ale to juz nie bylo wazne. 
Od tad byli razem. Poznej ludmi wyszla za Fede i urodzila mu slicznego synka Ruugero.
koniec

~Os konkursowy~Klaudia Owczarek~

Komentujcie :-)
Besos
Misia

"Czy zdążę pokazać jak cię kocham?"

Siedzieliśmy na ławce i patrzyłam w jego zielone oczy. Zatapiałam się w nich za każdym razem. Wyciągnęłam ręce w jego stronę, a on przytulił mnie do siebie. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Sądziłam, że nas nic i nikt nie rozłączy. Przystawił swoje usta do mojego ucha i usłyszałam jego melodyjny głos, który za każdym razem mnie uspakajał.
-Kocham cię Violu. I nic nigdy tego nie zmieni.
-Też cię kocham. Najbardziej na świecie. Kocham cię jak idiotka.-powiedziałam odrywając się od niego. Spoglądałam na błękitny ocean. Nagle poczułam jego rękę na moim policzku. Odwrócił lekko moją głowę w jego stronę tak, że nasze usta były na tej samej wysokości. Po chwili złączyły się w pełnym uczuć pocałunku. Gdy się od siebie odłączyliśmy odrzekłam.
-Leon muszę wracać do domu. Tata będzie się niepokoił.- wstałam i momentalnie zakręciło mi się w głowie.
-Violetta wszystko w porządku?- pomógł mi się usiąść. Nie otrzymał odpowiedzi.-Violetta? Jesteś tu? Violetta?- zawroty tak szybko zniknęły jak się pojawiły.
-Tak Leon. Tylko zakręciło mi się w głowie.- znów chciałam wstać, ale mój ukochany mnie powstrzymał.
-Poczekaj może się powtórzyć.-położył rękę na moim kolanie.
-Nie bądź śmieszny. Nie powtórzy się.-wstałam i wyciągnęłam rękę, a on wstał chwytając ją i pociągnął mnie w stronę wyjścia z parku.

-Violetta dzięki Bogu już jesteś.-odparł mój tata gdy weszłam do środka.- Gdzie ty byłaś?
-Z Leonem w parku. A coś się stało?- powiedziałam ściągając kurtkę. Byłam bardzo szczęśliwa, a na mojej twarzy gościł promienny uśmiech.
-Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
-O czym takim?- spytałam wchodząc do salonu.
-Usiądź proszę.- jego głos był bardzo poważny. Posłusznie wykonałam jego prośbę.- Violetta to już cztery lata gdy prawdopodobnie wyleczyłaś się ze swojej rzadkiej choroby.
-Tak. A do czego zmierzasz?- mój uśmiech zszedł z twarzy.
-Trzeba zrobić badania. No wiesz czy choroba przypadkiem się nie nawróciła.- powoli pokiwałam głową.- Jutro masz umówioną wizytę u lekarza.
-O której?
-O 10:00. -chciałam zaprotestować, ale tata mówił dalej- Tak wiem masz zajęcia o tej godzinę, ale ja już wszystko powiedziałem Antonio, że nie przyjdziesz na poranne zajęcia.
-Powiedziałeś jemu o mojej chorobie?
-Nie, nie powiedziałem. Ty będziesz musiała jemu powiedzieć.
-Ja...?

Zapukałam do biura Antonia.
-Dzień dobry Antonio. Chciałam z tobą porozmawiać. Masz czas?
-Tak oczywiście.- weszłam do środka zamykając drzwi.- O czym chcesz porozmawiać?
-No właśnie.- usiadłam się na krześle.- Chciałam cię uprzedzić, że wkrótce możliwe, że będę zmuszona odejść ze studia.
-Dlaczego? Co takiego się stało?
-Możliwe, że jestem chora i to już nie odwracalnie.-wyszeptałam
-Co się dzieje?
-Mam rzadką chorobę. Raz udało mi się z niej wybrnąć, ale jeżeli teraz zachoruję nie będzie tak łatwo. Cztery lata temu w Madrycie przez cały czas mdlałam, nie poznawałam czasami ludzi, nie wiedziałam gdzie jestem (straciłam orientacje) i nie miałam wcale sił. Dowiedziałam się, że to jedna ze śmiertelnych bardzo rzadkich chorób. Ostatni taki przypadek pojawił się na początku nowożytności. Zaczęłam się leczyć i udało mi się z tego wybrnąć. Ale teraz znów jest prawdopodobieństwo, że mogła się nawróciła.
-Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Ukrywamy to w sekrecie nie chcę nikogo martwić, że mogę nagle umrzeć. Antonio proszę cię o tylko jedno nie mów nikomu o tym.
-Dobrze nic nie powiem.

-Tato? Przyszły już wyniki?- spytałam wchodząc do jego gabinetu.
-Nie.-powiedział odkładając stos papierów na bok- Martwisz się?
-Tak.- usiadłam się na krześle- Jeżeli się ta choroba nawróciła będę musiała to powiedzieć Leonowi i Francesce, a ja nie chcę ich ranić. Są dla mnie zbyt ważni.
-Ale musisz im powiedzieć. W końcu to twój chłopak i najlepsza przyjaciółka.
-Nie chcę...-nie dokończyłam bo zadzwonił telefon, a tata go odebrał.
-Dzień dobry... Tak... Tak... Nie... Dobrze przyjedziemy tam. -odłożył komórkę na biurko i spojrzał na mnie ze strachem.- Musimy jechać do szpitala. Przyszły już wyniki.

-Czy na pewno te badania są na 100% pewne?- wyszeptałam załamana.
-Tak są na 100% pewne. Bardzo mi przykro, ale twoja choroba się nawróciła. Teraz musisz bardzo na siebie uważać.- schowałam twarz w dłonie. Poczułam, że tata głaszcze moje plecy.
-Jest szansa że uda się moją córkę znów wyleczyć?
-Jest, ale bardzo mała.-odparł lekarz po chwili milczenia. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
-Możemy już iść?- zapytał tata widząc mój stan.
-Tak. Będziemy w kontakcie.- tata dał mi znak, że mam wstać i to zrobiłam.- Proszę informować co się dzieje z Violettą.- po chwili milczenia dodał - Może najlepiej podaj mi swój numer.
-Dobrze.-otarłam oczy i wyciągnęłam swój telefon z komórki.- Proszę.- przepisał mój numer komórki i odrzekł.
-Będę do ciebie dzwonił raz do czasu i pytał jak się czujesz. Potrzebujesz cało dobowej opieki ze strony rodziny, przyjaciół i lekarza.- wyszliśmy z gabinetu. Nie mogłam uwierzyć, że znów to się dzieje, że znów będzie to prawdopodobieństwo, że mogę w każdej chwili umrzeć.

-Cześć.-usłyszałam głos mojej przyjaciółki włoszki gdy szłam w stronę Studia One Beat.
-Hej Fran. Idziesz do studia?
-Tak idę. Violetta co się stało? Wyglądasz jakby całą noc płakała.
-Nic się nie stało.
-Na pewno?- zatrzymała się równocześnie zatrzymując mnie.
-Tak Francesca wszystko jest w porządku.- skłamałam.
-Violetta to się w końcu uśmiechnij.- wymusiłam uśmiech. Poszłyśmy do Studia. Zauważyłam Leona w klasie Beto właśnie miał próbę z chłopakami. Poszłam do swojej szafki. Otwarłam ją i jak za każdym razem wypadały z niej moje i Leona zdjęcia, których miałam pełno. Gdy je podnosiłam usłyszałam za swoimi plecami damski głos.
-Natalia proszę pomóż mi dokończyć tę piosenkę. Bez ciebie nie dam sobie rady.- to była Ludmiła. Tak wiem jest zupełnie inna, nie chce już być aż tak bardzo supernową jak kiedyś. Nie rządzi się tak jak wcześniej. Wiem wydaje się to dziwne, ale tak się stało. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że ona się aż tak zmieni wyśmiałam by tą osobę.
-Ludmiła... pomogę ci, ale najpierw muszę dokończyć moją i Maxiego.- powiedziała otwierając swoją szafkę.- A pytałaś Fede?
-Nie, zapomniałam o nim. Dzięki za pomysł. Pa.- odparła uciekając do swojego chłopaka. Podniosłam wszystkie zdjęcia i włożyłam je wszystkie do pamiętnika.
-Violetta coś się stało?
-Co? Nie, a dlaczego pytasz?
-Po prostu widzę, że coś cię gnębi.- zamknęła szafkę i spojrzała na mnie.
-Nic mi nie jest.- uśmiechnęłam się również zamykając szafkę.
-No dobrze.-chciała wyjść ale w połowie drogi się zatrzymała- Teraz mamy zebranie z Pablo i Antonio- i wyszła zostawiając mnie samą. Wyciągnęłam z torebki tabletki które mają mi pomóc i chodź łykałam ich tyle ile sama nie wiem ile to wcale nie pomagały. Nagle do szatni wszedł mój przystojny chłopak.
-Violetta co ty tam łykałaś?- podszedł do mnie chwytając mnie za nadgarstek.
-Witaminy -szybko wymyśliłam.- nie zdążyłam zabrać w domu.
-Aha.- z jego głosu wywnioskowałam, że nie wierzy mi do końca- Violetta coś się stało? Jesteś taka blada.
-Nic mi nie jest.
-Ale na pewno?
-Tak na pewno.
-No dobrze.-objął mnie ramieniem i poszliśmy na spotkanie z nauczycielami.

Wróciłam do domu, byłam wyczerpana. Nie miałam sił na nic. Weszłam do salonu i położyłam się na kanapie. Nagle usłyszałam że Olgita i Ramalo po raz kolejny się kłócą. Weszli do pokoju przekrzykując się nawzajem.
-Olga!! Ramalo!!-wrzasnęłam. Oni się nagle uciszyli.
-Violetta kiedy wróciłaś?- zapytała Olga
-Jakieś 15 minut temu.-usiadłam się.- Co się znów stało?
-Ramalo pocałował inną.- gospodyni usiadła się obok mnie.
-To moja kuzynka.- powiedział poprawiając swój krawat.
-Olga na pewno całował? Nie przewidziało ci się?
-Nie, widziałam pocałował ją w policzek.- przytuliła się do mnie.
-W policzek. Ramalo to dobry mężczyzna. I nie wierzę, aby cię zdradzał. On cię kocha po uszy. Szaleje za tobą jak pszczoła za miodem. A jeżeli mówi, że to jego kuzynka to mu uwierz. Związek buduje się między innymi na zaufaniu.- oderwała się ode mnie.- Cieście się, że macie siebie na zawsze, a ja już tylko do niedługa.- Olga podeszła do Ramalo i go pocałowała. Usłyszałam pukanie do drzwi, nie chciałam, aby sobie przeszkadzali więc wstała i skierowałam się w stronę drzwi. Otworzyłam je powoli i zauważyłam tam sylwetkę mojego chłopaka.
-Cześć.- odparłam.
-Hej kochanie. - dał mi buziaka w policzek. Wszedł do środka i gdy spojrzałam w miejsce, gdzie przed chwilą byli Ramalo i Olga, było puste. -Violetta muszę z tobą porozmawiać.
-O czym?- wpatrywałam się w jego piękne zielone oczy.
-Może nie tutaj. Chodźmy do ciebie.- tak jak mówił poszliśmy do mojego pokoju.- Violetta co się dzieje? Nie wychodzisz z dziewczynami po lekcjach, a ze mną wychodzisz tylko gdy cię namówię.- usiadł się na moim łóżku.-Nie gadamy ze sobą za dużo. Tak wiem to moja wina po części bo mam próbę z chłopakami przed koncertami. Przez cały czas gadasz z kimś przez telefon. Violetta co się dzieje? Czuję, że się od siebie oddalamy. Czy to prawda? Oddalamy się od siebie?- milczałam to wszystko było tylko moja wina bo nie chciałam go ranić. Podeszłam do okna i oparłam się o parapet patrząc na Buenos Aires. Powinnam coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Miałam powiedzieć mu prawdę, że umieram? A może skłamać? Nagle poczułam przeszywający mnie na pół ból głowy. Natychmiastowo chwyciłam się głowy. Słyszałam mieszaninę różnorodnych dźwięków. Upadłam na ziemię i z bólu straciłam przytomność.

Powoli wracałam do rzeczywistości, otworzyłam oczy i ujrzałam tam mojego tatę.
-Violetta? Słyszysz mnie?- ja pokiwałam głową. -Córciu ale mnie wystraszyłaś.- przytulił mnie.
-Gdzie jest Leon?- wyszeptałam.
-Czeka na dole.- powoli się podniosłam i po raz kolejny chwyciłam się za głowę. - Violetta proszę uważaj na siebie.
-Chcę z nim pogadać.- położyłam nogi na podłogę.
-Nie ruszaj się. Zawołam go.-wyszedł z pokoju, a po kilkunastu sekundach wszedł Verdas.
-Leon...- nie mogłam dalej nic powiedzieć bo mnie przytulił.
-Violetta... kochanie dobrze się czujesz?
-Leon...- odciągnęłam go od siebie.- muszę ci powiedzieć coś ważnego.
-Co takiego?
-Leon jest mi bardzo ciężko. Mam wiele bardzo ważnych spraw, których nie mogę odstawić na drugi plan. Choć to bardzo bolesne, ale tylko ja sama muszę się z tym zmierzyć. Kocham cię najbardziej na świecie i chcę tylko szczęścia dla ciebie. I uwierz mi przy mnie go nie znajdziesz. Nie chcę abyś cierpiał.
-Nic nie rozumiem Violu.
-Leon...- zrobiłam pauzę.- Naprawdę nie chcę abyś cierpiał dlatego lepiej będzie gdy się rozstaniemy.

-Tak Antonio już to postanowiłam. Odchodzę ze Studia. To mój ostatni dzień.- siedziałam przed nim, a staruszek przeglądał moje papiery.
-Violetta dobrze wiem, że nie uda mi się ciebie przekonać. Będzie mi naprawdę bardzo ciebie brak.
-Mi ciebie też. Antonio proszę nie mów nic nikomu. Chcę zniknąć i nie ranić nikogo moim odejściem.
-Ale właśnie przez to możesz ich zranić.
-Antonio zapomną o mnie i nie będą tęsknić. –wstałam.- pójdę na zajęcia. -wyszłam. Gdy wychodziłam z gabinetu wpadłam na kogoś. Podniosłam się poprawiając swoją sukienkę.
-Violetta co się stało?- usłyszałam głos Fran.
-Nic takiego.- poszłam do klasy Beto. Na zajęciach byłam rozkojarzona. Cały czas myślałam co się stanie gdy wszyscy się dowiedzą o mojej chorobie. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
-Violetta wszystko dobrze?- usłyszałam głos mojego przyjaciela Maxiego.
-Yyy tak. -z moich oczu leciały pojedyncze łzy.- Beto? Mogę na chwilę wyjść?
-Właściwie to koniec zajęć.-powiedział trzymając gitarę elektryczną. Wstałam i poczułam lekki ból głowy, ale nic sobie z tego nie robiłam. Skierowałam się w stronę łazienki, oparłam się o umywalkę i przejrzałam się w lustrze.
-Czy to musi być takie ciężkie? -odkręciłam kran i obmyłam sobie twarz.- Dlaczego to ja muszę umierać?- wyszeptałam.
-Umierasz? Czyli Leon będzie w końcu mój.- odsunęłam się do tyłu gdy usłyszałam głos Gery. Nienawidziłam jej, gdy tylko pojawiła się w studiu chciała zdobyć Leona. Była taka sama jak Ludmiła przed zakochaniem się w Fede. Już kilka razy w zaledwie półtora roku utrudniła moje życie. Przez nią prawie wyleciałam ze Studia, a You Mix chciał zerwać ze mną kontrakt.
-Co ty tu robisz?
-Jestem. Umierasz? A czy twoi przyjaciele o tym wiedzą?
-Gery nie, niewiedzą.- po co ja to mówiłam?
-Nie wiedzą?- powiedziała podstępnie- Ooo na pewno byliby bardzo smutni gdyby się dowiedzieli.
-Nie waż się im tego powiedzieć.- ona podeszła do mnie jednocześnie stukając swoimi czerwonymi szpilkami o płytki.- Nikt nie może się dowiedzieć. Bo...
-Bo co? Nic nie możesz mi zrobić. Nawet nie groź mi. Nie powiem nikomu pod warunkiem, że odsuniesz się na dobre od Leona. A tylko zobaczę jak rozmawiacie, całujecie się bądź przytulacie to uwierz wszyscy dowiedzą się twojego sekretu.
-Nie zrobisz tego.
-A chcesz się przekonać?- chwyciła swój telefon
-Nie. Dobra odsunę się od Leona. Przy mnie i tak nie byłby szczęśliwy.
-No.- wyszła.- Mądra z ciebie dziewczyna.
-Po prostu ekstra.- wyjęczałam. Wyjęłam z torebki po raz kilku nasty z rzędu w tym dniu tabletki, a była dopiero dwunasta. Połknęłam je i odchyliłam lekko głowę do tyłu. Zaczęło mi się robić bardzo słabo, oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy osuwając się w dół. Powoli odpływałam gdy nagle poczułam czyjeś ręce na moich ramionach jednocześnie mną potrząsając lekko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Francesce i Camilę.
-Violetta? Co się stało?- powiedziała zaniepokojona Cami. Jednakże jak bardzo bym się starała moje oczy same się zamknęły.

-Gdzie ja jestem?- wyjęczałam otwierając oczy. Nic nie pamiętałam co się stało. Miałam kompletną pustkę w głowie. Zobaczyłam, że nade mną jest jakiś białowłosy mężczyzna oraz dwie dziewczyny.
-Spokojnie Violetta. -powiedział starzec.
-Jaka Violetta?- rozejrzałam się dookoła. Byłam w jakiejś łazience.- Kim wy jesteście?
-Nie wiesz kim jesteśmy?- wyszeptała rudowłosa.
-Nie. Gdzie ja jestem? Kim ja jestem? Kim jesteście?- znów zaczęłam zadawać pytania.
-Spokojnie.-odparł starzec. - Co to za tabletki?- pokazał pudełko moich tabletek.
-Na moją chorobę.
-Chorobę? - odezwała się czarnowłosa. Miała Włoski akcent. Chciałam wstać, ale powstrzymał mnie przed tym ten mężczyzna.
-Violetta nie możesz wstawać.
-Jaka Violetta?
-Ty jesteś Violetta Castillo. Ja jestem Antonio, a to Camila i Francesca. -wskazał na rudowłosą, która mi się przyglądała i na Włoszkę która miała schowaną twarz w dłonie.
-Coś się stało Ffffrrraajj...
-Francesca.- dokończył za mnie Antonio
-Violetta ty jesteś chora?- odciągnęła swoje ręce od twarzy.
-Tak.
-Na co?
-Nie mogę powiedzieć.- białowłosy facet akurat zajmował się tą Włoszką, a ja gwałtownie wstałam.
-Violetta usiądź się. Bo znów stracisz...- i było za późno moje oczy się zamknęły, a ja po raz kolejny straciłam przytomność.

Nie wiem co się z nią dzieje. Od rana nie widziałem jej ani razu podobnie Franceski. Z rozmyślań wyrwała mnie Gery.
-Cześć Leon.-usiadła się obok mnie.
-Gery nie widziałaś Violetty bądź Franceski?
-Nie i nie mam ochoty się nimi przejmować. - zaczęła się bawić skrawkiem mojej koszuli w czerwoną kratkę. - Może porozmawiajmy o tobie i o mnie. -zaczęła ze mną filtrować. - Strasznie mi się podobasz wiesz. Pasujemy do siebie, ty pięknie grasz ja pięknie śpiewam. Jesteśmy do siebie idealni.- była coraz bliżej mnie.
-Gery nie zrozum mnie źle...- lekko odepchnąłem ją od siebie.- Jesteś bardzo ładną dziewczyną i bardzo pięknie śpiewasz ale mimo wszystko moje serce jest oddane mojej jedynej... Violetcie i nic tego nie zmieni.- chciałem odejść
-Nawet śmierć?- stanąłem jak wryty.
-Jaka śmierć?- odwróciłem się w jej stronę.
-No Violetty... nie mów, że ci nie powiedziała?- siedziała na ławce z założonymi nogami i rękami położonymi wzdłuż ławki .
-O czym?
-O tym, że umiera.
-Gery, Violetta nie umiera.
-Pewnie to nie był prawdziwy związek. Okłamywała cię. Nie ładnie...- nie słyszałem jej dalszej wypowiedzi bo biegłem w stronę domu mojej ukochanej. Szybko zapukałem do drzwi zdyszany. Nikt mi nie otworzył, zapukałem drugi raz i po chwili otworzyła mi Olga.
-Pani Olgo gdzie Violetta? Muszę ją zobaczyć.
-Jest w swoim pokoju.
-Mogę do niej pójść?
-Chyba tak.- wszedłem do środka i szybkim krokiem skierowałem się do pokoju Castillo. Otworzyłem powoli drzwi wcześniej pukając. Wszedłem do środka i ujrzałem tam Fran i Germana.
-Witam.- spojrzałem na ukochaną. Leżała na łóżku oczy miała zamknięte, a jej piękne błąd włosy były ułożone na poduszce. Nie miałem zielonego pojęcia co zrobić i co powiedzieć.
-Witaj Leonie. Wejdź.- odpowiedział mi tata Violi. Wszedłem w głąb pokoju.
-Co się stało?- usiadłem obok mojej przyjaciółki która miała twarz zakrytą dłońmi i prawdopodobnie płakała.
-Nie odpowie ci.- odrzekł Castillo.- Nie da się z nią porozmawiać.- powiedział trzymając swoją córkę za rękę.- Próbowałem wiele razy.- wyglądał na tak załamanego.
-Ja dam radę. Znam ją od dziecka.
-Może zostawić was samych? Pójdę coś zjeść, chcielibyście coś?
-Nie.- wyszedł zostawiając nas samych.- Fran spójrz na mnie. Muszę z tobą porozmawiać.- ona jak to ona nie zareagowała. Chwyciłem jej nadgarstki i odciągnąłem je od twarzy Włoszki. Zobaczyłem załzawioną twarz najlepszej przyjaciółki oraz rozmazany makijaż.
-Violetta jest chora. Ooonna uumiera. -wyszeptała po czym wstała i podeszła do Argentynki.- Lekarz mówił, że nas słyszy. - zwróciła się do Castillo- Violetto... to ja Francesca twoja przyjaciółka... chcę ci powiedzieć, że kocham cię i proszę walcz. Nie chcę się z tobą żegnać tak szybko. Violetta proszę nie opuszczaj nas porozmawiaj z tymi na górze i powiedz im, że tu na dole są ludzie, którzy cię kochają i nie przeżyją twojego odejścia.- podszedłem do niej i przytuliłem ją do siebie.
-Violetta z tego wyjdzie uwierz mi.- wyszeptałem. Do pokoju wszedł German.- Mogę spytać co jest Violetcie i dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Powiem wam. Violetta choruje na bardzo rzadką śmiertelną chorobę o której słuch zaginął w nowożytności. Kiedyś udało jej się wybrnąć- słuchałem i nie mogłem uwierzyć, że moja Violetta jest chora.- Jest to głównie choroba mózgu, ale to przenosi się na resztę ciała. Często mdleje, traci organizację, nie ma sił i nie poznaje ludzi.- mówił trzymając swoją córkę za rękę.- Lekarz Clemo mówi, że dużo jej nie zostało.-Francesca wybuchła płaczem, a ja próbowałem się powstrzymać.
-A operacja albo coś w tym stylu?
-Dla niej nie ma ratunku. Jest już za późno na operację.
-Ale trzeba ją jakoś przekonać.-wyszeptałem.
-Jest przekonana, że ona by się nie udała i mówi, że niepotrzebnie wydawałbym kasę.
-Ale nie można tak mówić.- spojrzałem na ukochaną.

Siedziałem przy niej całe noce i dnie. Nie chciałem pić ani jeść po prostu nie miałem na to ochoty. Chciałem być przy Violetcie. Czuwać przy niej do ostatnich dni, być i kochać.
-Leon musisz coś zjeść.- po raz kolejny Fran do mnie mówiła.- Leon...- nic sobie z niej nie robiłem. Dobrze widziała, że nie uda jej się mnie przekonać. Wyszła z pokoju zostawiając mnie samego z Violettą.
-Violetta kochanie proszę nie umieraj.- pocałowałem jej dłoń. Nagle usłyszałem ciche wołanie
-Leon... pomóż mi.- to była Violetta.
-Spokojnie jestem przy tobie i nie opuszczę cię.- położyłem dłoń na jej zimnym policzku
-Słyszysz to?
-Co takiego?- powoli otworzyła oczy.
-Moją mamę. Woła mnie.
-Violetta tu nie ma twojej mamy.
-Jest stoi za tobą. Leon mam prośbę pocałuj mnie ostatni raz. Zrób to dla mnie. Zanim umrę.
-Violetta ty nie umrzesz. Nie pozwolę ci na to.- jednak jak chciała pocałowałem ją.

-Leon jesteś gotowy?- spytała moja mama gdy weszła do pokoju.- Tata już czeka.
-Nigdy nie będę gotowy.- siedziałem na łóżku i trzymałem w ręce moje i Violetty zdjęcie.- Nigdy nie będę gotowy jej pożegnać.- podeszła w moją stronę i przytuliła mnie do siebie.
-Wszystko będzie dobrze synku. Ona jest tam szczęśliwa i czuwa nad tobą.- odgarnęła kosmyk moich włosów z czoła.
-Dlaczego to ona musiała być chora na tę głupią chorobę.- zacząłem płakać. Tak wiem mężczyźni nie powinni płakać, ale ja tylko tak mogłem pokazać jak kocham Violettę.- Dlaczego ona musiała mnie opuścić? To ja powinienem coś zrobić...
-Leon nie mogłeś nic zrobić. To musiało nastąpić.- usłyszeliśmy pukanie. Do środka wszedła Fran w czarnej sukni, a obok niej Marco w garniturze.
-Leon jak się trzymasz?- spytała Włoszka.
-Nie trzymam się.- wyszeptałem odrywając się od mamy.

Siedziałem już tam kilka godzin. Cały zmarzłem. Wokół mnie leżał biały śnieg, a ja patrzyłem na jej zdjęcie zamieszczonym na jej grobie. Uśmiechała się od jednego idealnego ucha do drugiego. Była na nim taka szczęśliwa, jej uśmiech wywoływał maluteńki uśmiech na mojej twarzy. Jej brąz włosy idealnie przycięte, oczy patrzące z miłością. Napis na nagrobku "Najważniejsze w życiu jest kochanie drugiej osoby." Takim mottem Violetta kierowała się każdego dnia.
-Rok... już przez rok nie ma ciebie przy mnie. Tęsknię za tobą. Violetto kocham cię. Chcę być przy tobie.- nadal nie pogodziłem się z jej odejściem. Nagle usłyszałem głos mojej matki.
-Leon. -podbiegła do mnie- Leon szukałam cię wszędzie. Dlaczego nie powiedziałeś mi że wychodzisz?- nie odpowiedziałem, nie miałem na to ochoty. To był najcięższy dzień w roku, dzień w którym szczególnie odczuwam jej brak.- Leon dlaczego nie zabrałeś rękawiczek i czapki?- spytała zakładając mi je. Ja nadal patrzyłem na zdjęcie mojej jedynej.- Leon synku... chodź do domu.
-Nie. Obiecałem jej, że będę dzisiaj u niej cały czas. Nie mogę jej opuścić.- powiedziałem spoglądając w jej oczy.- Mamo ja nie mogę bez niej żyć.
-Synku,- nastała kilku minutowa cisza. Moja mama nie wiedziała co czuję i nagle wyjechała z takim tekstem.- muszę coś ci powiedzieć... jutro wyjeżdżamy do Meksyku.
-Co?!- wybuchłem.- Jak to wyjeżdżamy? Ja nie mogę zostawić jej samej. Muszę przy niej być.
-Leon ona umarła. Już rok nie ma jej przy tobie.- w tym momencie zrobiła najgorszą rzecz jaką potrafiła mi zrobić.
-Violetta nie umarła!!! Ona żyje!!! Jest wśród mnie!!! Żyje w moim sercu w całym mnie!!! Jest obok każdego dnia!! Bo ją kocham!!- powiedziałem podwyższonym tonem głosu.- Kocham cię mamo, ale ja już nie potrafię żyć.- pocałowałem ją w policzek i pobiegłem na najwyższy most w mieście. Wszedłem za barierkę wyciągnąłem z kieszeni wygniecione dwa zdjęcia. Jedno moje, taty i mamy, a drugie moje i Violi.
-Leon synku nie rób tego!- usłyszałem głos matki.
-Muszę to zrobić. Nie potrafię już żyć. Nie chcę tobie utrudniać... jestem dla ciebie ciężarem.- spojrzałem po raz pierwszy w dół. Było strasznie wysoko, ale ja wszytko zrobię dla miłości.- Mamo słyszałem jak rozmawiałaś z ciocią, że chcesz wysłać mnie do psychologa... niepotrzebnie.- podeszła bliżej mnie.
-Leonek proszę nie rób mi tego. Dziecko moje ukochane nie skacz.- chwyciła moją rękę.
-Kocham cię mamo.- dałem jej ostatni z ostatnich buziaków w policzek jednocześnie wkładając do jej dłoni nasze zdjęcie.- Robię to dla miłości.- zabrałem moją rękę z jej objęcia i skoczyłem. Spadałem coraz niżej a za sobą pozostawiłem swą jedyną matkę. Słyszałem jej przeraźliwy krzyk który wołał moje imię. Czułem, że jestem coraz bliżej Violetty. Nagle moje ciało zderzyło się z cienkim lodem jednocześnie go łamiąc i dając mi drogę do lodowatej wody. Spadałem na dno gdy nagle usłyszałem jej głos, głos Violetty.
-Leon!! Leon!!-byliśmy ma powierzchni. Ja umarłem mój duch wyszedł z mojego ciała.
-Violetta!! Violu!!- przytuliłem ją do siebie odwracając ją wokół własnej osi.- Już zawsze będziemy razem. Nigdy cię nie opuszczę.- pocałowałem ją.