James Patterson
"Maximum Ride Eksperyment 'Anioł' "
Federico
I co? I nic. Wróciłem z klubu do bazy. Leon i Diego wrócili do domów. Nie piliśmy. Dlaczego? Nie wiem, ja nie chciałem. Moje myśli wciąż błądziły wokół bransoletki i tajemniczej Ludmiły. Poszedłem do biura szefa, żeby się czegoś dowiedzieć.
Siedział i wpatrywał się w ekran komputera.
- Szefie, czy mogę wziąć bransoletkę do analizy?-zapytałem.
- Tak, tak..... Ale przynieś mi ją z powrotem! - Zgodził się. Sięgnąłem po nią i udałem się do pracowni na końcu korytarza. Była pusta. Tak jak się spodziewałem. Usiadłem przy jednym z biurek i przez chwilę wpatrywałem się w srebrne literki. Była całkowicie zwyczajna. Nie, jednak nie! Kiedy ją odwróciłem, dostrzegłem wygrawerowane w środku cyferki. Było ich dziewięć. Obok zobaczyłem napis ' Jeśli to znalazłeś, zadzwoń '. Wiedziałem. Wiedziałem, że to wyjątkowa bransoletka, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo. Poszedłem podzielić się tym odkryciem. Po chwili zjawił się również Snajper i Kosa. Byliśmy podnieceni. To mogło wiele zmienić. Teraz mogliśmy wygrać. Po raz pierwszy! Zawsze przegrywaliśmy z TSS, a teraz... Ta agentka musi być kimś ważnym. Czuję to.
Natychmiast zajęliśmy się opracowaniem planu. Był doskonały. Dopracowaliśmy każdy szczegół. Pewnie myślicie, że wam o nim opowiem? Nie. Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie. Czyli już wkrótce.
Ludmiła
Byłam właśnie pod prysznicem i rozmyślałam nad tym, gdzie mogłam zgubić moją bransoletkę(po powrocie ze szkoły zauważyłam jej zniknięcie), gdy nagle usłyszałam sygnał przychodzącego SMSa. Nie zdziwiłam się zbytni, gdy na ekranie pojawiło się ' Numer prywatny ', szef TSS zawsze wysyłał wiadomości spod 'Numeru prywatnego'. Byłam pewna, że to on, jednakże zdziwiło mnie, że pisze do mnie w poniedziałek. To nigdy się nie zdarzało. Zastanowiłam się jak poważna musi być sytuacja skoro wysyła mi SMS w poniedziałek. Przecież wczoraj byłam w bazie. Napisał:
' Ludmiło, za godzinę przyjedź do opuszczonej fabryki na ulicy(sorki, nie mogę wam powiedzieć jakiej, tajemnica zawodowa). Sytuacja wyjątkowa! Bez ciebie nie damy rady.'
O co może chodzić? Ciekawość zżerała mnie od środka. Założyłam czarną bluzę z kapturem, tenisówki i dresy. Dla pewności wzięłam też broń i kilka noży(ostrożności nigdy za wiele). Wyszłam przez okno i sprawnie przeskoczyłam płot. Skręciłam do lasu i pobiegłam na umówione miejsce. Na szczęście nie było zbytnio oddalone od mojego domu. Jakieś 1,5 km. Po chwili zobaczyłam tą fabrykę. Wyglądała upiornie. Rozejrzałam się uważnie, lecz nie zobaczyłam nic niepokojącego. Bezszelestnie weszłam do środka. Ku mojemu zaskoczeniu nikogo tam nie było. Zręcznie wspięłam się na jedną z belek pod sufitem. Siedziałam tam i wpatrywałam się w mrok. Wiedziałam, że przybyłam przed czasem. Minęło parę minut, gdy nagle pojawiły się trzy postacie. Na początku myślałam, że to Czarna, Młoda i Nicolas, ale... To na pewno nie byli oni. To była trójka umięśnionych groźnie wyglądających, młodych mężczyzn. Wytężyłam słuch. Do moich uszu dobiegły słowa:
- Ok, Snake, jeszcze jej nie ma.
- Dobra to na stanowiska. Złapiemy ją gdy tylko wejdzie. Wszystko dzięki jakieś głupiej bransoletce. Hahaha!- I wtedy mnie oświeciło. To nie Nicolas. To ktoś inny. Ktoś kto znalazł moją bransoletkę. Jeszcze mocniej przycisnęłam się do belki, mając nadzieję, że mnie nie zauważą i czekając na rozwój wydarzeń. Minęło jakieś pięć minut, kiedy odezwał się jeden z nich.
- Chłopaki dziewczyna miała pojawić się tu trzy minuty temu.
- Może się spóźnia.
- Oszalałeś? Wiesz jakie surowe zasady panują w TSS! Każde spóźnienie jest karane.
- No to może nas przejrzała.
- To możliwe albo.....
- Albo co?
- Jest tutaj i się ukrywa. - Chociaż nie widziałam jego twarzy to byłam pewna, że się uśmiecha. Wstrzymałam oddech.
- Kochanie! Chodź do nas! Nie bój się ! Nie zrobimy ci krzywdy! - ta, jasne. Myślą, że jestem naiwna? Że się ich boję i dlatego zrobię to co każą? Że jestem słaba? NIE, NIE i NIE. Nagle usłyszałam strzał. To oni. Strzelali do góry kartonów w prawym rogu fabryki. Wiedzieli, że tu jestem, ale nie wiedzieli gdzie jestem. Nie widzieli mnie. A ja ich tak. I to dawało mi przewagę. Co z tego, że było ich trzech? Ja byłam szybsza, miałam lepszy wzrok, umiałam zapanować nad paniką i byłam dużo lepiej wyszkolona. Skąd to wiem? Nie mieli pojęcia o strategii.
1. Nigdy nie ujawniaj swojej obecności.
2. Nie strzelaj, jeśli nie widzisz ofiary.
3. Nie rozmawiaj o misji, gdy nie masz pewności, że nikt cię nie podsłuchuje.
To takie trzy główne zasady. Złamali je wszystkie. Co z tego, że spoglądam śmierci w oczy? Natychmiast zyskałam właściwą perspektywę. Czas się zabawić. Wstałam i przeskoczyłam nad ich głowami lądując na belce przy wyjściu.
- Tam jest! Nie może nam uciec! - krzyczeli. Tymczasem ja byłam już na zewnątrz. Wolna. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, ale oni deptali mi po piętach. Skręciłam do lasu. Znałam ten teren, więc nie mieli ze mną szans.
- Tylko pamiętajcie, ma być cała! - darł się jeden z nich. Ja tak, wy niekoniecznie. Pomyślałam.
Wybiegłam na ulicę i wpadłam na ławkę. Z niej wskoczyłam na mur. Po chwili byłam już po drugiej stronie. Przyspieszyłam. Nie mogli mnie dogonić. Schowałam się za koszem na śmieci i obserwowałam jak próbują przeskoczyć mur. Żałosne. Gdy w końcu im się to udało, wymierzyłam w ich stronę pistolet. Ale... Nie strzeliłam... Nie mogłam tego zrobić. Nie wiem dlaczego. Czyżbym stała się miękka? Nie. To niemożliwe. Zresztą było już za późno. Zobaczyli mnie. Uciekłam. Powoli zaczynałam odczuwać zmęczenie. No bo przecież ile można biec? Nie poddawałam się jednak. Wiedziałam, że jeśli zatrzymam się chociaż na chwilę to mnie złapią. Znowu wbiegłam do lasu. Zboczyłam ze ścieżki i pędziłam co tchu, co chwilę ocierając się o krzaki i pnie drzew. Bolało. Miałam pełno zadrapań. Ale zacisnęłam zęby i jeszcze trochę przyspieszyłam. Za sobą słyszałam kroki i groźby wysuwane w moim kierunku. Nic sobie z tego nie robiłam, choć przyznaję, że niektóre z nich były wyjątkowo paskudne. Nie wiem jak długo tak biegłam. Może 10 minut? Może godzinę? A może 2 godziny? W pewnej chwili potknęłam się o wystający korzeń. Biegłam bardzo szybko, więc natychmiast runęłam na ziemię. I wtedy.............................
***************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
Hejka Miśki!
Tak, wiem, że dłuuugo czekaliście na ten rozdział i dlatego przepraszam, że jest on taki krótki i beznadziejny.
Następny będzie za dwa tygodnie. Przykro mi. Nadrobię to we ferie. (16 luty - 2 marca Smutam!)
No to co?
Do następnego!
Piszcie co myślicie.
Jeśli tu byłeś zostaw po sobie komentarz! Chociaż kropkę. Taki mały gest, a sprawi, że poczuję się lepiej.
Jeszcze raz przepraszam za to coś do góry.
Buziaki<3
Misia.
PS Czytasz-Komentujesz-Motywujesz
- Ok, Snake, jeszcze jej nie ma.
- Dobra to na stanowiska. Złapiemy ją gdy tylko wejdzie. Wszystko dzięki jakieś głupiej bransoletce. Hahaha!- I wtedy mnie oświeciło. To nie Nicolas. To ktoś inny. Ktoś kto znalazł moją bransoletkę. Jeszcze mocniej przycisnęłam się do belki, mając nadzieję, że mnie nie zauważą i czekając na rozwój wydarzeń. Minęło jakieś pięć minut, kiedy odezwał się jeden z nich.
- Chłopaki dziewczyna miała pojawić się tu trzy minuty temu.
- Może się spóźnia.
- Oszalałeś? Wiesz jakie surowe zasady panują w TSS! Każde spóźnienie jest karane.
- No to może nas przejrzała.
- To możliwe albo.....
- Albo co?
- Jest tutaj i się ukrywa. - Chociaż nie widziałam jego twarzy to byłam pewna, że się uśmiecha. Wstrzymałam oddech.
- Kochanie! Chodź do nas! Nie bój się ! Nie zrobimy ci krzywdy! - ta, jasne. Myślą, że jestem naiwna? Że się ich boję i dlatego zrobię to co każą? Że jestem słaba? NIE, NIE i NIE. Nagle usłyszałam strzał. To oni. Strzelali do góry kartonów w prawym rogu fabryki. Wiedzieli, że tu jestem, ale nie wiedzieli gdzie jestem. Nie widzieli mnie. A ja ich tak. I to dawało mi przewagę. Co z tego, że było ich trzech? Ja byłam szybsza, miałam lepszy wzrok, umiałam zapanować nad paniką i byłam dużo lepiej wyszkolona. Skąd to wiem? Nie mieli pojęcia o strategii.
1. Nigdy nie ujawniaj swojej obecności.
2. Nie strzelaj, jeśli nie widzisz ofiary.
3. Nie rozmawiaj o misji, gdy nie masz pewności, że nikt cię nie podsłuchuje.
To takie trzy główne zasady. Złamali je wszystkie. Co z tego, że spoglądam śmierci w oczy? Natychmiast zyskałam właściwą perspektywę. Czas się zabawić. Wstałam i przeskoczyłam nad ich głowami lądując na belce przy wyjściu.
- Tam jest! Nie może nam uciec! - krzyczeli. Tymczasem ja byłam już na zewnątrz. Wolna. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, ale oni deptali mi po piętach. Skręciłam do lasu. Znałam ten teren, więc nie mieli ze mną szans.
- Tylko pamiętajcie, ma być cała! - darł się jeden z nich. Ja tak, wy niekoniecznie. Pomyślałam.
Wybiegłam na ulicę i wpadłam na ławkę. Z niej wskoczyłam na mur. Po chwili byłam już po drugiej stronie. Przyspieszyłam. Nie mogli mnie dogonić. Schowałam się za koszem na śmieci i obserwowałam jak próbują przeskoczyć mur. Żałosne. Gdy w końcu im się to udało, wymierzyłam w ich stronę pistolet. Ale... Nie strzeliłam... Nie mogłam tego zrobić. Nie wiem dlaczego. Czyżbym stała się miękka? Nie. To niemożliwe. Zresztą było już za późno. Zobaczyli mnie. Uciekłam. Powoli zaczynałam odczuwać zmęczenie. No bo przecież ile można biec? Nie poddawałam się jednak. Wiedziałam, że jeśli zatrzymam się chociaż na chwilę to mnie złapią. Znowu wbiegłam do lasu. Zboczyłam ze ścieżki i pędziłam co tchu, co chwilę ocierając się o krzaki i pnie drzew. Bolało. Miałam pełno zadrapań. Ale zacisnęłam zęby i jeszcze trochę przyspieszyłam. Za sobą słyszałam kroki i groźby wysuwane w moim kierunku. Nic sobie z tego nie robiłam, choć przyznaję, że niektóre z nich były wyjątkowo paskudne. Nie wiem jak długo tak biegłam. Może 10 minut? Może godzinę? A może 2 godziny? W pewnej chwili potknęłam się o wystający korzeń. Biegłam bardzo szybko, więc natychmiast runęłam na ziemię. I wtedy.............................
***************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************
Hejka Miśki!
Tak, wiem, że dłuuugo czekaliście na ten rozdział i dlatego przepraszam, że jest on taki krótki i beznadziejny.
Następny będzie za dwa tygodnie. Przykro mi. Nadrobię to we ferie. (16 luty - 2 marca Smutam!)
No to co?
Do następnego!
Piszcie co myślicie.
Jeśli tu byłeś zostaw po sobie komentarz! Chociaż kropkę. Taki mały gest, a sprawi, że poczuję się lepiej.
Jeszcze raz przepraszam za to coś do góry.
Buziaki<3
Misia.
PS Czytasz-Komentujesz-Motywujesz